son g

3.11.2014

VII Przyjaciel?



Zapach ziół i cytryny nadal otulał moje zmysły do czasu, gdy na nowo odzyskałam przytomność. Zimne powietrze wymieszane z duszącym dymem, momentalnie wypełniło moje płuca. Otworzyłam zdziwiona szeroko oczy.
– Erick – wyszeptałam pierwszą myśl jaka zalała mi umysł. Zamglony obraz przede mną zaczął się oczyszczać i wreszcie moim oczom ukazała się zdziwiona i zatroskana twarz Theo. Obok mężczyzny kucała Christine, której włosy błyszczały w odcieniach czerwieni i niebieskiego. Dopiero wtedy odzyskałam panowanie nad wszystkimi swoimi zmysłami i doszły do mnie dźwięki. Najpierw syreny, tak głośne, że ich hałas był niemalże bolesny. Następnie trzask palonego drewna i odgłos lejącej się wody – pożar, no tak, przecież pokój płonął. Ostatnie co do mnie dotarło to głos Theo, który niczym mantrę powtarzał ciągle jedno zdanie. 
– Wszystko w porządku? – Kiwnęłam, starając się podnieść, ale Christine zdecydowanie przygwoździła mnie z powrotem do ziemi. 
– Nie powinnaś wstawać. Nałykałaś się dymu. – Machnęła do kogoś dłonią i na nowo skupiła swoją uwagę na mnie. – Dzięki Bogu udało Ci się wyjść. Nie wiem jak tego dokonałaś, ale Twoi Bogowie muszą nad tobą czuwać. – Mimo bólu rozsadzającego mi każdy nerw w ciele, uśmiechnęłam się do niej delikatnie. Nie mogłam znieść jej przerażenia. Zawsze była opanowana i potrafiła zachować zimną krew w każdej sytuacji, ale teraz wyglądała jak kłębek nerwów. Nie chciałam by musiała się o mnie tak martwić. Jednak jej zdenerwowanie nie oddawało nawet w części tego co ujrzałam w spojrzeniu Theo. Obwiniał się. 
– Jestem cała, naprawdę. – Spojrzałam mu prosto w oczy by mi uwierzył. – Wszystko jest w porządku. – Tylko, że nic nie było w porządku. Christine wspomniała, że wyszłam z płonącego budynku, tylko że ja tego nie pamiętałam. Czyżby Erick był tylko wyobrażeniem, halucynacją wywołaną czadem? A może to naprawdę on mnie uratował? Z rozmyślań wyrwał mnie głos ratownika, który oślepił mnie małą latareczką, wymierzoną wprost w moje oczy. Mimo protestów, z pomocą Theo i Christine zaciągnął mnie w stronę karetki, gdzie przebadał mnie i podał maskę z tlenem. Na szczęście udało mi się ich namówić, że mogę wrócić do siebie. 
– Theo? – zagadnęłam gdy dojechaliśmy pod dom i Christine poszła przodem by przygotować państwa Greyson na mój widok. A nie prezentowałam się zbyt dobrze. Włosy, skórę i ubrania miałam osmolone. Dzięki Bogom ucierpiała tylko moja lewa dłoń, którą zerwałam z siebie płonącą pościel. Brunet zatrzymał się przed drzwiami wejściowymi z głośnym westchnięciem. 
– Nie powonieniem był cię zostawiać samej. – Jego twarz była poszarzała ze zmęczenia, wyostrzając rysy. Ustałam naprzeciw niego, kładąc mu dłoń na twarzy.
– To nie była twoja wina. Nie możesz mnie chronić non stop. W dodatku nie wybaczyłabym sobie, gdyby cokolwiek ci się stało – dodałam ciszej, zabierając z powrotem dłoń. Ten chwycił ją w połowie drogi, zamykając w szczelnym uścisku. Następnie chwycił moją zabandażowaną rękę i przyglądał się jej z zatroskaniem. 
– To nie powinno się zdarzyć. 
– To tylko delikatne poparzenie. Ty zaś właśnie straciłeś dach nad głową – zażartowałam, starając się rozładować atmosferę. Jego kąciki ust mimowolnie drgnęły ku górze. Spojrzał na mnie i już chciał coś powiedzieć, gdy z domu wybiegła Natalie a za nią Gerald. 
– Dziecko, jak ty wyglądasz! – Kobieta położyła dłoń na klatce piersiowej, dokładnie mnie lustrując. – Jak się czujesz? Christine powiedziała, że masz tylko lekkie poparzenie, ale w dzisiejszych czasach lekarze nie są już tak dokładni jak kiedyś. Kiedyś to... – Przestałam jej słuchać, gdy z ręką na mych plecach pchnęła mnie delikatnie do środka, pozostawiając Theo oraz Christine na zewnątrz. 



Kolejny dzień przeleżałam w łóżku, pilnowana przez państwa Greyson. Cały czas myślałam o Ericku i o tym czy to w ogóle możliwe by znajdował się na Ziemi. Był on moją pierwszą miłością w Asgardzie, można wręcz rzec jedyną. To dla niego zbywałam wszystkich adoratorów jakich podsuwał ojciec. 
Poznaliśmy się jeszcze za czasów gdy oboje byliśmy dziećmi. Wymknęłam się wtedy po raz pierwszy za mury pałacu i zabłądziłam.Los chciał, że trafiłam do dzielnicy „Wygnańców”, bowiem zamieszkiwana była przez wszelakich uciekinierów, którym udało się opuścić inne światy. Wśród nich było dziecko – chłopiec, którego matka poświęciła życie by mógł on wydostać się z Svartalfheim. Był on mieszańcem. Dzieckiem Asgardzkiej kobiety i maga służącemu Mrocznym Elfom. Spotkałam go w jednej z uliczek. Podarował mi wtedy swój stary, wytarty płaszcz, tłumacząc, że nie powinnam chodzić tutaj ubrana w tak drogie szaty. Zaopiekował się mną, oddał większą połowę czerstwego pieczywa, na które sam ledwo zapracował. Mimo tego, że sam był zaledwie kilka lat starszy ode mnie, okazał mi więcej ciepła niż niejeden dorosły byłby w stanie. Odprowadził mnie do najbliższych strażników, opowiadając po drodze zabawne historię, tylko po to bym się nie bała, choć sam umierał z przerażenia, że go złapią. Od tamtej chwili byliśmy nie rozłączni, aż z czasem dotarło do nas, że łączy nas coś więcej niż tylko przyjaźń. Lata które spędziliśmy razem sprawiły, że pokochałam go bardziej niż powinnam. Wszystko układało się idealnie do czasu gdy Odyn dowiedział się o wszystkim i zagroził, że odeśle Ericka do Svartalfheim, jeśli nadal będę się z nim widywać. Nie mogłam na to pozwolić. Nasz kontakt urwał się kilka miesięcy przed moim wygnaniem.
Spojrzałam roztargniona na Asgardzki pas wiszący na krześle obok łóżka. Erick sam go zrobił i podarował mi na moje poprzednie Święto Imienia. Od tamtego momentu nosiłam go zawsze i wszędzie, nie zważając czy pasuję do stroju. Przymknęłam powieki by na chwilę się zdrzemnąć, gdy do pokoju niczym pocisk wpadła zdyszana Lana. 
– Jeszcze raz wykręcisz taki numer a cię uduszę! – krzyknęła, mierząc do mnie palcem. Usiadłam na łóżku starając się zrozumieć jej słowa. Ta jednak kontynuowała. – Najpierw prawie dostałam zawału, gdy zniknęłaś z przyjęcia. Ja i Marcus przeczesaliśmy całą posiadłość co do kamienia. A gdy wreszcie nad ranem zadzwoniłam do twojego wujostwa dowiaduję się, że miałaś wypadek. Co się stało? – Jej surowe spojrzenie przeżarło mnie bardziej niż wzrok Odyna. Ona naprawdę mogłaby dużo osiągnąć w Asgardzie jako wojowniczka, zabijała by jednym spojrzeniem. 
– To tylko mały pożar – wyszeptałam, przecierając zaspane powieki. Źrenice dziewczyny rozszerzyły się, wpatrując się w opatrunek na mojej ręce. 
– Pożar? Serio? – pisnęła, przysuwając się. – Chodzi o ten pożar na końcu ulicy? Byłaś tam? Jakim cudem go przeżyłaś? – Lana naprawdę była przerażona. – Widziałam te zgliszcza i uwierz mi to cud, że tu jesteś.
– Wyszłam jak tylko poczułam ogień. 
– Co tam w ogóle robiłaś? – Jej spojrzenie na nowo stało się czujne. Westchnęłam, zsuwając z siebie kołdrę. 
– Poszłam spotkać się z Christine – westchnęłam. – Przepraszam, że tak zniknęłam bez słowa. Źle się poczułam i nie chciałam przeszkadzać tobie i Marcusowi – dodałam znacząco unosząc brwi. Wolałam nie wspominać o sytuacji z Mattem, nie chciałam by czuła się winna, że mnie zostawiła. Poliki brunetki stały się purpurowe. W okamgnieniu wskoczyła ona na miejsce obok mnie. 
– Jestem twoją dozgonną dłużniczką, że ze mną tam poszłaś. Sama nie odważyłabym się. – Oczy Lany powędrowały w stronę sufitu. Chrząknęłam z uśmiechem widząc ją w tym stanie. 
– Miły wieczór, co? – Trąciłam ją łokciem, lecz ta nadal nie kontaktowała. Rzuciła się z głośnym plaśnięciem na moją poduszkę. 
– Ał – krzyknęła, podrywając się do góry jak szalona. Wsunęła dłoń pod poduszkę, wyciągając spod niej kamień. Ten kamień. Otworzyłam szeroko oczy nie wiedząc co powinnam teraz zrobić. 
– Trzymasz kamień pod poduszką? – Uniosłam ręce ku górze nie mogąc wymyślić żadnej logicznej wymówki. 
– To... pamiątka rodzinna – wyszeptałam w końcu, wypuszczając z płuc całe nagromadzone powietrze. Brunetka położyła go na pościeli. Patrząc na niego a następnie na brunetkę, wpadłam na szalony pomysł.
– Jeśli chodzi o niego, to mam małą prośbę do ciebie. – Jej czekoladowe oczy wyczekiwały na to co wymyślę. – Chciałabym byś go dla mnie przechowała przez jakiś czas. – Usta Lany wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, który nie zwiastował nic dobrego. 
– Pod jednym warunkiem. – zaczęłam, specjalnie robiąc teatralną przerwę by rozbudzić mą ciekawość. – Pójdziesz ze mną do kina. Jutro grają mój ulubiony romans, a nikt nie chcę ze mną iść na to... po raz dziesiąty. – Śmiejąc się podałam jej kamień na znak zgody. 



Gdy wieczorek kładłam się spać, czułam się równocześnie wyczerpana, ale i szczęśliwa. Te godziny, które dzisiaj spędziłam razem z Laną były dla mnie oczyszczające. Potrzebowałam takich beztroskich chwil, tym bardziej po tym co się wydarzyło. Już chciałam zgasić lampę przy łóżku, gdy pod oknem ujrzałam jakiś cień. Spanikowana naprężyłam wszystkie mięśnie gotowa na atak. Jednak postać weszła w słup światła i wtedy Go ujrzałam. 
– Erick – wyszeptałam nie mogąc odzyskać panowania nad swoim ciałem. 
– Frey. – Dźwięk jego głosu oplótł mnie niczym jedwab. Odruchowo podbiegłam do niego, zarzucając mu ręce na szyję. Byłam od niego niższa, więc chwycił mnie w pasie, delikatnie unosząc do góry. Poczułam jak jego koszula staję się morka od moich łez. Wtuliłam się jeszcze mocniej na co i on wzmocnił uścisk. – Tęskniłem za tobą Wiewiórko – wyszeptał czule, gładząc moje włosy. Zaśmiałam się, nie odrywając się od niego. 
– Ja za tobą bardziej – odparłam, unosząc podbródek do góry by móc na niego spojrzeć. Zapach cytryny i ziół owiewał nas. – Wiedziałam, że to ty mnie wczoraj uratowałeś. 
– Nie mogłem pozwolić by coś ci się stało. – Jego dłoń pogładziła moją twarz, wywołując pod skórą miliony iskierek. – Tak bardzo nie chciałem cię zostawiać samej tam na drodze, ale nie mogłem pozwolić by ludzie mnie zobaczyli. Nadal nie mogę uwierzyć, że Wszechojciec zabrał ci wszystkie moce. – Przy tych słowach odsunął mnie delikatnie od siebie i ujął w dłoń moją zabandażowaną rękę. 
– Wiesz jaki jest Odyn, przede wszystkim przestrzega prawa, które sam ustanowił. – Uśmiechnęłam się delikatnie na widok naszych splecionych dłoni. – Jak się dostałeś na ziemię? – Zapytałam nie mogąc dłużej wytrzymać z ciekawości. 
– Z mała pomocą twojego brata. – W jego oczach ujrzałam diabliki. Wiedziałam kto mu pomógł. 
– Loki i jego sztuczki, chociaż raz się przydały do czegoś słusznego. – Spojrzenie Ericka nagle się zmieniło. Odsunął się podchodząc do okna. Zaniepokojona podeszłam do niego, kładąc mu dłoń na plechach. Przejechałam nią wzdłuż jego kręgosłupa, na co delikatnie drgnął. 
– Co się dzieję? – Objęłam go w pasie, wtulając policzek w jego plecy. Ten chwycił moje złączone dłonie, zamykając je w swoich.
– Chodzi o twoje wygnanie. Wszystko wydaję się podejrzane. Atmosfera w zamku jest napięta. Thor ciągle kłóci się z Wszechojcem. Friga na początku też podchodziła do tego sceptycznie, ale nagle kazała twoim braciom zaakceptować tą decyzję, jakby wcześniejsze podejrzenia nie istniały. – Czułam jak jego mięśnie napinają się niczym do walki, coś było nie tak. Nawet stojąc do mnie tyłem, mogłam wyczuć, że coś ukrywa, o czymś mi nie mówi. Znałam go lepiej niż ktokolwiek inny i pierwszy raz w życiu mnie okłamywał. Odwrócił się do mnie gwałtownie i przytulił tak mocno jak nigdy przedtem. Chciałam odwzajemnić uścisk, ale zanim dotarło do mnie co robi, on odsunął się i płynnym ruchem włożyć mi jakiś skrawek papieru do dłoni. 
– Nie mogę się doczekać kiedy znowu ujrzę zieleń twych oczu, Frey. – wyszeptał i wyskoczył przez okno. Wyjrzałam za nim pewna, że coś sobie zrobi, ale w końcu właśnie w ten sposób dostawał się do moich komnat w zamku a te znajdowały się jeszcze wyżej. Rozłożyłam zwiniętą kartkę i ujrzałam na niej starannie napisane adres. 



Kolejny dzień minął mi na rozmyślaniach o Ericku i próbie nie pobiegnięcia do niego. Najlepszym na to sposobem była Lana, która przyjechała po mnie z ogromną paczką chusteczek, tłumacząc, że będę ich potrzebowała w czasie seansu. Nic bardziej słusznego bowiem obie płakałyśmy jak małe dziewczynki. Gdy odwiozła mnie pod dom, marzyłam jedynie o tym by przemyć zmęczoną od płaczu twarz zimną wodą. W domu zastałam cisze, więc od razu skierowałam się w stronę swojego pokoju. Gdy tylko nacisnęłam klamkę wiedziałam, że coś jest nie tak. Cofnęłam się o krok, widząc w jakim jest stanie. Zawartość wszystkich szuflad walała się po podłodze, taks samo materac i pościel. Ktoś zadał sobie wiele trudu by coś tu znaleźć. Tylko co? Z rozmącą paniką, zbiegłam jak najszybciej na dół. 
– Natalie! – krzyczałam wiedząc, że Gerald jest o tej godzinie w szkole. Z każdą sekundą wzrastał we mnie strach, że włamywacz coś jej zrobił. Z łzami w oczach wbiegłam do kuchni, gdzie kobieta jak nigdy nic obierała spokojnie ziemniaki. 
– Frey, skarbie co się stało? – Dopiero gdy ustałam przed nią, zdała się mnie zauważyć. Z głośnym westchnięciem ulgi opadłam na krzesło obok niej. 
– Jak dobrze, że nic ci nie jest. – Położyłam dłoń na klatce piersiowej, starając się opanować nerwy. 
– A co miało by się stać? – Kobieta odłożyła skrobaczkę i spojrzała na mnie zmartwiona. 
– Ktoś włamał się do mojego pokoju – wyszeptałam niepewnie, mając wątpliwości czy powinnam jej o tym mówić. Natalie wstała i ruszyła w stronę schodów. 
Jak się okazało kobieta nic nie słyszała. Zaś po tym jak wszyscy moi opiekunowie przewertowali mój pokój, okazało się, że nie mają pojęcia jak ten Ktoś się tam dostał i po co. Kolejny męczący dzień zakończył się dodatkowymi pytaniami, na które nie miałam odpowiedzi. Zaczynałam mieć tego dość. Rozejrzałam się jeszcze raz po uprzątniętym już pokoju, nadal nie będąc pewna co zginęło i wtedy nagle zrozumiałam. Brakowało tylko jednej rzeczy, Asgardzkiego pasa od Ericka. Postanowiłam powiedzieć o tym reszcie dopiero następnego dnia, bowiem w tej chwili była zbyt zmęczona. 



Miałam nadzieję, że w nocy przyśni mi się Loki i będę mogła mu podziękować za przysłanie na ziemie Ericka i za to, że mnie wtedy ostrzegł przed pożarem. Jednak ku mojemu zaskoczeniu ten sen był inny niż dotychczasowe. Śniła mi się stara kaplica, w której się bawiłam będąc dzieckiem. Zawsze gdy znikałam z pałacu, wszyscy wiedzieli gdzie mnie szukać. Rozejrzałam się po tak dobrze znanym mi miejscu wdzięczna, że chociaż w śnie jest mi dane odwiedzić Asgardzkie miejsce. Wszystko było takie jakie zapamiętałam, oprócz jednego szczegółu. Przy kaplicy w smudze światła coś stało. Na pierwszy rzut oka nie byłam w stanie rozpoznać tego przedmiotu, ale czym bliżej byłam, tym bardziej widoczny się stawał. Zmarszczyłam zdziwiona brwi, widząc przed sobą Tablicę Życia. Jakim cudem się tu znalazła? Widziałam ją już wcześniej, ale odkąd tylko sięgam pamięcią, była ona jednym z artefaktów w skarbcu ojca. Wyciągnęłam w jej kierunku rękę, kierowana tajemniczym przymusem by jej dotknąć. Gdy moje palce od skały dzieliły już tylko milimetry, poczułam jak ktoś chwyta mnie w żelaznym uścisku i odciąga do tyłu. Wrzasnęłam przerażona otwierając oczy. Zrzuciłam z siebie kołdrę, czując jak moje ciało oblewa pot. Wyrównując oddech spostrzegłam przez ułamek sekundy jakiś cień pod oknem. Jednak znikał on w okamgnieniu. Odgarnęłam ze spoconej twarzy zabłąkane kosmyki włosów. Do moich nozdrzy znowu wdarł się zapach ziół i cytryny, tak charakterystyczny dla Ericka. Poczułam jak moje ciało zalewa fala złości. Miałam dość tej zabawy w kotka i myszkę. Zapewne był tutaj by mieć mnie na oku, ale to nie wyjaśnia czemu uciekł. Błyskawicznie wyskoczyłam z łózka i ubrałam się. 
Nie pamiętam dokładnie jak pokonałam drogę z domu do podanego przez niego adresu, ale byłam w tamtej chwili niesiona przez złość i niemoc. Dystans okazał się większy niż sądziłam a dzielnica niezbyt zachęcająca, ale dzięki mapie w telefonie dotarłam w końcu na miejsce. Cała determinacja wyparowała ze mnie w monecie, gdy stałam z uniesioną pięścią przed jego drzwiami. Zawahanie minęło, gdy uświadomiłam sobie, że tylko on może być w stanie odpowiedzieć na dręczące mnie pytania. Zapukałam mocniej niż zamierzałam. Drzwi otworzyły się powoli a ja ujrzałam półnagiego, zaspanego Ericka, który wyglądał w tym wydaniu niezwykle niewinnie. Jego twarz rozbudziła się na mój widok. 
– Frey? Coś się stało? Jesteś cała? – Wyminęłam go, wchodząc do środka. 
– Wiem, że byłeś dzisiaj u mnie. – Nie spuszczałam go z wzroku by widzieć jego reakcję. – Wiem też, że okłamałeś mnie wczoraj. – Jego spojrzenie stało się znowu czujne, tak jak ostatnim razem. 
– Nie wiem o czym mówisz. – Odwrócił wzrok pod pretekstem założenia koszulki, ale wiedziałam, że znowu mnie okłamał. Z frustracją wzniosłam dłonie do góry, nie mogąc pojąc jak mógł mnie oszukiwać. 
– Przestań chrzanić! – Krzyknęłam nie mogąc opanować gniewu. Zdziwiony moim zachowaniem, odsunął się ode mnie. 
– Zmieniłaś się – wychrypiał niczym największą obelgę. Pokręciłam z niedowierzaniem głową. 
– Nie tylko ja – wyszeptałam i odwróciłam się w stronę drzwi. Wtedy przez ułamek sekundy, gdy moja głowa obracała się, ujrzałam coś. Nie dając po sobie poznać co zobaczyłam, wyszłam pośpiesznie z pomieszczenia. Gdy byłam już na zewnątrz a zimne powietrze uderzyło mnie niczym szklana tafla, starałam się nie rozpłakać. Na łóżku Ericka niczym trofeum leżał mój pas. Pas który sam mi podarował, a teraz go ukradł. 

To się dopiero nazywa spóźnienie ^^ Wzięłam na siebie za dużo pracy  i teraz mam tego efekty. Mam nadzieję, że rozdział chociaż odrobinę wam się spodoba bo ja mam mieszane uczucia. 

17 komentarzy:

  1. Nie ma to jak w porę sobie przypomnieć o dobrym blogu. Ale jak to mówią? Lepiej późno niż wcale.
    Widzę, że od mojego ostatniego pobytu a tym opowiadaniu, dość dużo się... zmieniło :D Akcja poszła do przodu, pojawili się nowi bohaterowie. Erick nie podoba mi się, a Frey się troszkę zmieniła :P
    Bardzo mi się podoba, bardzo. Tylko błagam, zrób to dla mnie. Daj troszkę więcej Thora i Kapitana. Co ja Ci poradzę, że mam fioła na ich punkcie? :D
    Czekam na kolejny rozdział :)

    Pozdrawiam,
    Ress

    Kapitan Ameryka - Pierwszy Avenger

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ^^ Co do Thora i Kapitana to pojawią się prawie wręcz równocześnie, ale to jeszcze troszku czasu do tego :D

      Usuń
  2. No witaj człeku ja cię chyba powieszę z taka długa nie obecność ty niedobra ehh co do rozdziały no to powiem ci że udobruchałaś mnie popieram o wprowadzeniu większej ilości gwiezdnego bohatera xd
    Pozdrawiam Lupin
    Ps.U mnie nowy Rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko co za dupek. O co tu chodzi w ogóle? Czemu zabrał ten pas. A Lana jest świetną postacią. Polubiłam ją bardzo i widać ona polubiła Frey. Bardzo dobrze mi się czyta o ich przygodach. Mam nadzieję, jednak, że niedługo wyjaśnisz co tu się dzieje.
    Pozdrawiam,
    Ev :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj trochę jeszcze pokręcę zanim wyjawię wam co tu się dzieję. :D Mam nadzieję, że wytrzymacie :)
      Dziękuje <3

      Usuń
  4. Wow. Przeczytałam jednym tchem. Początkowo sądziłam, że Erick to dobry omen i w ogóle taki pozytywny element w tym wszystkim, ale teraz coś mi tu nie pasuje. Ukradł pas i okłamuje Frey - nieładnie, ale nie wiem dlaczego, coś czuję, że jest w tym ukryty sens. Co do samych poszukiwań i włamania do jej pokoju, ktoś chyba też szukał kamienia, ale go nie znalazł...
    Ależ to wszystko się mieszka i komplikuje. Nie ogarniam.
    P.S.
    A Loki na pewno nie bezinteresownie pomógł Erickowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana mam nadzieję, że w dalszych rozdziałach trochę się to rozjaśni bo jak na razie będzie tylko gorzej hiihi xD

      Usuń
  5. Naprawdę liczyłam, że Eric należy do tych dobrych. Że Frey może mu ufać. A tu taki zawód... Przykre. Szkoda, że ta biedna dziewczyna jest cały czas oszukiwana przez bliskich. Dobrze, że chociaż ma Lanę, którą swoją drogą, bardzo polubiłam. Ale i tak, Theo forever. Ale to dlatego, że mam wielką słabość do Theo Jamesa, hihi. ♥ Jestem ciekawa co tak naprawdę dzieje się w Asgardzie...
    Rozdział świetny, jak zawsze. Przeczytałam go jednym tchem. Z niecierpliwością czekam na kolejny i pozdrawiam! x

    Zapraszam do siebie na nowy rozdział. Byłoby mi bardzo miło, gdybym mogła poznać Twoją opinię :) Your perfect imperfections

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie przekreślaj jeszcze Ericka, kto wie może coś z niego wyrośnie albo i nie :D Dziękuje bardzo <3

      Usuń
  6. Super! Zaczęłam czytać ostatnio Twoje opowiadanie i muszę przyznać że jest świetne. Pięknie piszesz a emocje w rozdziałach budujesz jeszcze lepiej jeśli to wogle możliwe.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej, bardzo Cię przepraszam, że tak późno komentuję -!.!-
    W dzień, w który wydałaś rozdział nie miałam czasu na napisanie komentarza, a później się trochę zapomniałam.
    Tak więc, rozdział cudowny!
    Co ty kombinujesz z Eric'iem? Czemu ukradł pas? Był mu potrzebny, czy może jednak stwarzał zagrożenie dla Frey?
    Agrrr! Wielka niewiadoma!
    I powiedz mi, co oznaczała ta Tablica Życia? Kolejna niewiadoma...
    Nie mogę się już doczekać ciągu dalszego, następnej sceny z Lokim...
    Pozdrawiam,
    Viv

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie Cię rozumiem, sama mam ten problem. :D
      Dziękuje bardzo ^^ co do Tablicy to zostanie ona wyjaśniona już na początku nowego rozdziału.

      Usuń
  8. Musze przyznać rozdział wyszedł ci fantastycznie!!!! Ciekawa jestem dlaczego Eric zabrał jej pas i czy na pewno powinna mu ufać???? Zastanawia mnie jeszcze kiedy Frey wróci do Asgardu????

    OdpowiedzUsuń
  9. Musze przyznać rozdział wyszedł ci fantastycznie!!!! Ciekawa jestem dlaczego Eric zabrał jej pas i czy na pewno powinna mu ufać???? Zastanawia mnie jeszcze kiedy Frey wróci do Asgardu????

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mogę zrozumieć zachowania Ericka... a Frey mówi, że to niby ludzi nie da się zrozumieć. Uwielbiam Lane i to, że tak bardzo martwi się o Frey i pomaga jej się zaaklimatyzować w nowym otoczeniu :)

    OdpowiedzUsuń