Przede mną stał młodzieniec,
starszy od tych, których przed chwilą poznałam. Był wysoki,
bardzo dobrze zbudowany, po jego postawie można było wywnioskować, że był wojownikiem. Twarz zaś miał skupioną, czujną, gotową
na działanie. Zmrużyłam oczy lustrując go.
– Chyba księżniczka nie sądziła, że zostawimy ją samą z parą starszych ludzi? To by było
strasznie nieodpowiedzialne z naszej strony. – W jego głosie
mogłam wyczuć kpinę, a już na pewno w sposobie w jaki wymówił
mój tytuł.
– Tak więc jesteś moją niańką? –
skrzyżowałam ręce na piersi unosząc podbródek. Jego spojrzenie
było zimne i tak samo jak jego postawa czujne, niczym zwierzęcia,
wyłapujące jakikolwiek ruch. Prychnął przyjmując taką samą
pozycję jak ja.
– Bardziej mam pilnować byś nie
robiła z siebie idiotki, jak przed chwilą. – Wbiłam paznokcie w
ramiona, starając się zapanować nad gniewem. Wiedziałam, że w
jakimś stopniu właśnie uraziłam jego męską dumę nazywając go
'niańką', więc odpłacił się tym samym nazywając mnie
'idiotką'.
– Nie rozsądne jest nazywać boginię
idiotką – warknęłam wyobrażając sobie, że wzrokiem wywiercam
mu dziurę poprzez ten jego miniaturowy, ludzki móżdżek. Ten
zaśmiał się wzrok przenosząc na coś nad moją głową. Tak
naprawdę po postu spojrzał przed siebie, to ja jestem taka niska, że podczas rozmowy musiał się nachylać.
– Przepraszam jeżeli cię uraziłem.
– Uśmiechał się, jednak nawet ślepiec zauważyłby w jego
oczach rozdrażnienie oraz to jak zaciskał w tym momencie szczękę.
Wiedziałam jednak, że to były jedyne przeprosiny na jakie mogłam
liczyć.
– Twoja skrucha została przyjęta. –
Wyminęłam go chcąc jak najszybciej znaleźć się z powrotem w
domu. Dziwne, ale ta mała chata stała się w tak krótkim czasie
moją bezpieczną przystanią.
Nim jednak udało mi się postawić
choćby jeden palec u stopy na drewnianym stopniu, z domu wyszły
trzy postacie. Ustałam nagle nie wiedząc jak powinnam się
zachować. Przede mną stał pan Greyson, jego małżonka oraz jakaś
kobieta o przepięknych złotych niczym miód włosach i lazurowych
oczach. Wpatrywałam się w nią nie mogąc uwierzyć, że ludzie
mogą być tak piękni.
– Frey, poznaj Christine. – Kobieta
podeszła do mnie podając mi mlecznobiałą dłoń. Co za ulga,
jednak bladość tutaj także była ceniona. Uśmiechnęłam się do
niej szczerze. – Theodora już poznałaś jak widzę –
westchnęłam odwracając się do mężczyzny.
– Theo – poprawił pana Greyson'a,
znowu się uśmiechając, jednak tym razem było to szczere. Nie
rozumiałam tej istoty.
– Wejdźmy do środka, zaparzę
herbaty. – Wszyscy podążyliśmy za panią domu. Gdy tylko drzwi
się zamknęły syn Grey'a znowu przemówił.
– Theo i Christina pracują dla
S.H.I.E.L.D. Zostali tu przysłani w ramach... zabezpieczenia. –
Uniosłam brew wpatrując się w mojego 'wuja'.
– Zamieszkaliśmy w domu na końcu
ulicy, będziemy tak zawsze gdybyś nas potrzebowała. – Złotowłosa
podeszła do mnie kładąc dłoń na moim ramieniu. Poczułam ulgę, że będzie w pobliżu. Nie żebym nie ufała państwu Greyson. Byli
bardzo miłym i troskliwym małżeństwem, jednak byli także w
kwiecie wieku. Nie chciałam w przypadku zagrożenia ich narażać.
– Doktor Fury uważa, że młodzi
będą bardziej pomocni w zapoznaniu cię ze zwyczajami dzisiejszej
młodzieży. – Mimowolnie się uśmiechnęłam na wspomnienie
sytuacji sprzed chwili. Kątem oka zauważyłam, że kąciki ust Theo
także powędrowały ku górze, choć starał się to zakamuflować.
– Myślę, że od tego powinniśmy
zacząć – odezwał się po chwili na nowo przyjmując stalową
maskę wojownika.
– Czym szybciej tym lepiej –
poparłam go. – Nie chcę znowu wyjść na... idiotkę –
zaakcentowałam ostatnie słowo, wbijają przy tym w niego wzrok. Nim
jednak zdążył coś powiedzieć odezwała się Christine.
– Może więc od razu z nami
pójdziesz. Przy okazji pokażemy ci gdzie mieszkamy –
zaproponowała a ja chętnie na to przystałam.
Jako że państwo Greyson nie mieli nic
przeciwko, już po chwili we trójkę znaleźliśmy się przed równie
starym, żółtawym domie z białym płotem i czerwonymi drzwiami.
Wyglądał na nowszy od tego, w którym zamieszkiwałam, ale był od
niego bardziej zaniedbany. By do niego dojść musieliśmy przejść
kilka ulic, jednak droga była prosta, więc nie powinnam mieć
problemu z zapamiętaniem drogi.
Tak wyglądały kolejne trzy tygodnie mojego pobytu na ziemi. Codziennie rano wstawałam, jadłam z moją przyszywaną rodziną śniadanie, żegnałam się i szłam do domu moich kolejnych opiekunów. Wścibskim mieszkańcom naszej ulicy wmówiliśmy, że dorabiam sobie pomagając nowym sąsiadom – młodemu małżeństwu w remoncie.
– Okej. Czas na ostatni film i idziemy spać. – Theo podniósł się ociężale do telewizora. Przetarłam oczy modląc się o cud. Christine wybierała zazwyczaj romanse i komedie, państwo Greyson filmy nieme, czarno-białe lub animowane, zaś Theo miał bardzo przewidywalny gust. Musiało byś krwawo, głośno i z użyciem jak największej liczby broni. Dlatego zdziwiłam się, gdy na ekranie pojawiły się pierwsze obrazy jakiejś bajki. Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Zapraszamy do środka. –
Christine uśmiechnęła się otwierając przede mną drzwi. Było w
niej coś co przypominało mi Skye, nie dało się jej nie lubić. W
pomieszczeniu do którego weszliśmy stał stos kartonów.
– Wybacz, jeszcze się nie
rozpakowaliśmy. – Kobieta grzebała w jednym z pudeł,
najwidoczniej szukając czegoś konkretnego. – Powinniśmy zacząć
od podstaw. – Uniosła do góry płaskie dość duże szare
urządzenie.
– To laptop – wyjaśniła i tak
zaczęło się sześć najdłuższych godzin w moim życiu.
Po tym czasie wiedziałam już jak
mniej więcej obsługuję się takie urządzenia, jak właśnie
laptop czy telefon. Wreszcie dowiedziałam się czym jest Facebook i
jak się okazało posiadam tam nawet konto. Ale to nie wszystko, mam
nawet 230 znajomych. Theo wyjaśnił mi, że wcześniej mieszkałam w
Nowym Yorku, dlatego właśnie stamtąd jest większość moich
'przyjaciół'. Christine była jak torpeda w przekazywaniu
informacji. Bałam się, że większości nie zdołam zapamiętać.
Pokazali mi także jak wyglądali moi 'rodzice' , moi najbliżsi
przyjaciele, jak nazywała się moja dawna szkoła i wiele innych
informacji. Bardzo wiele.
W rzeczywistości jednak od rana do
zmierzchu uczyli mnie oni najważniejszych rzeczy, które każdy
Ziemianin znać powinien. Wieczorami czytałam zaś mnóstwo książek,
nie tylko naukowych, ale także innych gatunków. Najdziwniejsze
jednak były noce, które okazały się dla mnie męczarnią. Nie,
nie miewałam koszmarów. W tym właśnie rzecz, nie śniłam. Choć
nie była to też w zupełności prawda. Śniła mi się pustka,
nieskończona ciemność otoczona ciszą. Biegłam przez nią na
oślep starając się wydostać, za każdym razem z towarzyszącym mi
uczuciem, że jeśli nie znajdę drogi wyjścia to już się nie
obudzę. Strach wzrastał z każdą sekundą tak jak i mój oddech.
Każdego ranka budziłam się zlana potem, wystraszona, zapominając
gdzie jestem . Dla zwykłego człowieka mogły by być to tylko
zwykłe sny, ale ja wiedziałam, że muszą one oznaczać coś
więcej.
Christine stała mi się bliska jak
siostra. Dzieliłam z nią największe obawy a ona mnie wysłuchiwała
i dodawała otuchy. Stała się moją pierwszą ziemską
przyjaciółką. Sprawy z Theo były bardziej skomplikowane. Nie był
już dla mnie taki oschły jak na początku, jednak czasami miałam
wrażenie, że z jakiegoś powodu jest na mnie zły. Coś go zżerało
od środka i miałam zamiar dowiedzieć się co to takiego.
Ja sama także zaczęłam się
zmieniać. Nie kazałam już każdemu nowo poznanemu mężczyźnie
całować się w dłoń ani nie naburmuszałam się gdy nie czekano
na mnie z jedzeniem. Zrozumiałam, że mój tytuł i wszelkie
przywileje pozostały w Asgardzie i tego się trzymałam. Nadal wielu
rzeczy nie rozumiałam, wiele ludzkich zachowań i uczuć było dla
mnie zbyt skomplikowane. Ani państwo Greyson ani Christine i Theo
nie zostawiali mnie samej z obcymi. Sama też omijałam nowe
znajomości szerokim łukiem. Nie dlatego, że bałam się o własne
bezpieczeństwo, tylko dlatego, że nadal nie byłam zbyt dobra w
relacjach z ludźmi.
Dzisiaj jednak musiałam skupić się
na wszystkim czego się nauczyłam, bowiem Theo postanowił rzucić
mnie na głęboką wodę. Nie żeby robił to specjalnie – chociaż
nadal nie pojmowałam niektórych jego zachowań. Miał ponoć pilną
sprawę do mojego wujka (tak zaczęłam nazywać pana G, by ludzie
nie nabrali podejrzeń), a jako że Christine i ciocia wybrały się
na wspólne zakupy, musiałam mu towarzyszyć, bo jego zdaniem nie
mogę zostawać sama. Puściłam tą uwagę mimo uszu i poszłam
posłusznie z nim. Jak się okazało wujek pracował w liceum. O tak,
ja też byłam zaskoczona. Był dyrektorem i musieliśmy udać się
do budynku pełnego nastolatków by do niego dotrzeć, to było jednoznaczne z
mnóstwem nowych twarzy i prawdopodobieństwem poznania kogoś
nowego. Do szkoły dotarliśmy akurat w momencie przerwy pomiędzy
zajęciami – nazwijcie to moim ludzkim szczęściem. Przetarłam
spocone dłonie o spód sukienki, starając się zapanować nad zdenerwowaniem. Po upokarzającej scenie z 'Facebookiem', nie miałam
styczności z nikim w moim wieku. Bałam się kolejnego ośmieszenia
i wypowiedzenia jakieś głupoty, a rozdzielanie światów, w których
żyłam było naprawdę trudne. Czasami nie wiedziałam co dotyczy
się Ziemi a co Asgardu. Moja wiedza zaś o Ziemianach nadal nie była
zbyt obszerna i zawsze mogli zapytać o jakiś film, książkę,
zespół, grę czy też wydarzenie historyczne o którym nie miałam
pojęcia. Theo widząc moje zdenerwowanie położył dłoń na moich
plecach, nie tyle by mnie wesprzeć lecz by mieć pewność, że nie
ucieknę.
– Poczekaj tutaj - powiedział nagle
i oddalił się pozostawiając mnie pośrodku stołówki. Zacisnęłam
pięści mając ochotę rzucić się za nim biegiem i wskoczyć mu na
plecy, by dosięgnąć tych jego dobrze ułożonych włosów. Odkąd
zaczęliśmy moje 'szkolenie' powtarzał, że powinnam więcej czasu
spędzać wśród ludzi, ale nie sądziłam, że wpuści mnie wśród
nich podstępem.
Wiedząc, że stojąc jak słup soli
pośrodku przejścia zwracam na siebie uwagę, skierowałam się do
pustego stolika pośrodku sali. Uczniowie stojący w kolejce po
jedzenie rozchodzili się siadając grupkami przy stołach. W
Asgardzie także uczyłam się, jednak w większości przypadków
było to nauczanie domowe przez największych uczonych dziewięciu
krain. Czasami zdarzało się, że uczestniczyłam w zajęciach w
szkółce znajdującej się przy pałacu, jednak nigdy nie jadłam z
innymi uczniami, czy też nie należałam do jakiejkolwiek grupy.
Zawsze zazdrościłam tego zwykłym Asgardczykom. Z rozmyślań
wyrwało mnie czyjeś głośne kaszlnięcie. Podniosłam wzrok i
napotkałam cztery pary oczu wpatrujące się we mnie.
– Najwidoczniej jesteś tu nowa i
możesz tego nie wiedzieć, ale przy tym stoliku siedzimy my. –
Spojrzałam na dziewczynę, która się odezwała. Była niska, jej
włosy w dziwnym odcieniu blondu upięte były w wysoki kok. Jej
twarz pokrywał zbyt ostry jak na mój gust makijaż a moja i tak
krótka sukienka w porównaniu z jej była zakonną szatą.
– Nie wiedziałam, że stoliki tutaj
są własnościowe – odpowiedziałam pewnym siebie głosem powoli
wstając. Nawet bez butów na obcasie, które na sobie miałam
byłabym od niej wyższa a należę do dość niskich osób. – No
chyba, że stoliki tutaj są rozstawiane według pozycji – dodałam
ciszej. Nic nikt mi o tym nie mówił. Taka zasada istniała w
Asgardzie a zdążyłam się przekonać, że tutaj wszystko jest na
opak.
– Tak właśnie. – Głos zabrała
dziewczyna stojąca obok. Także była wyzywająco ubrana, miała
mocny makijaż a jej włosy w kolorze cynamonu były w dziwny sposób
nastroszone. – To my rządzimy w tej szkole, więc spadaj –
wysyczała wymachując mi przed twarzą palcem z niewyobrażalnie
długim różowym paznokciem. Zaczynały mi działać na nerwy. Nikt
nie będzie się do mnie zwracał w ten sposób, a już na pewno nie
takie straszydła jak one.
– Rządzicie? – skrzyżowałam ręce
na piersi stając dumnie z uniesionym podbródkiem. Spostrzegłam, że
ruch w pomieszczeniu ustał i wszyscy teraz wpatrywali się w nas.
– Tak. – Dziewczyna, która bez
wątpienia była ich przywódczynią przyjęła pozycję podobną do
mojej. Widziałam jednak jej zakłopotanie. Była pewna, że uciekną
z podkulonym ogonem, kajając się. Przez chwilę wzbudziła we mnie
wątpliwości czy aby na pewno nie należy ona do rodziny
królewskiej, a co za tym idzie czy wymaga szacunku – który jej
się należał z racji tytułu.
– Jestem królową tej szkoły i
jeśli zaraz stąd nie pójdziesz nie będziesz miała życia w tym
liceum, jak i poza nim. – Zmarszczyłam czoło zaskoczona.
– Och, proszę o wybaczanie Wasza
Wysokość. – Ukłoniłam się lekko z uśmiechem. Dziewczyna
zdziwiona otworzyła szeroko usta a po sali przeszedł szmer
stłumionego śmiechu. – Jednak powiedziano mi, że zamieszkuję
demokratyczne państwo gdzie w imieniu ludu rządzi głowa państwa
zwana Prezydentem. Nie sądziłam, że spotkam tu jakąś
księżniczkę. – Nic tu nie pasowało. W książce od Christinie
wyraźnie czarno na białym było napisane, że w żadnym z 50 stanów
w tym kraju nie rządzi rodzina królewska. Chyba, że jest ona na
zesłaniu tak jak ja. Przyjrzałam się jej. Sposób jej wysławiania
się i ubiór wyraźnie przeczyły temu co mówiła.
– Czy Wasza Wysokość się tu
ukrywa? – dziewczyna ściągnęła brwi w całkowitym osłupieniu.
– A może ktoś cię porwał i każą ci nosić te okropne ubrania
i ... ten makijaż. – Wzdrygnęłam się pokazując na jej twarz. –
Zam ludzi, którzy mogą pomóc – dodałam ciszej, ale dziewczyna
tupnęła wściekła nogą, pstryknęła palcami na swoje towarzyszki
i w pośpiechu opuściła salę. Stałam w osłupieniu pewna, że
znowu zrobiłam z siebie idiotkę, gdy nagle wszyscy w pomieszczeniu
zaczęli klaskać i wiwatować. Spojrzałam na nich zdezorientowana
nie wiedząc co mam o nich myśleć. Ziemia to naprawdę dziwna
planeta.
Ludzie podchodzili do mnie, klepali
mnie po plechach powtarzając „Należało jej się”, „Wreszcie
ktoś jej się postawił” i inne słowa wdzięczności, których
nie mogłam zrozumieć. Wtedy ujrzałam stojącego w kącie Theo,
który bił mi brawo z szeroki uśmiechem na twarzy. Zagryzłam wargę
podchodząc do niego.
– Zrobiłeś to specjalnie –
stwierdziłam zaciskając pięści.
– Nie – odpowiedział stanowczo –
Nie przewidziałem jedynie jak łatwo przyciągasz do siebie ludzi i
kłopoty – dodał kierując się w stronę wyjścia.
– Ta dziewczyna nie była
księżniczką, prawda? – czułam jak moje policzki płoną. Czemu
to akurat on musi być świadkiem moich upokorzeń.
– Nie. Chociaż zapewne myśli o
sobie w ten sposób. – Widząc moje zdziwione spojrzenie dodał. –
Chyba nie powiesz, że w waszych szkołach nie ma przynajmniej jednej
takiej, która uważa się za królową szkoły.
– Nie nie ma, albo nic mi o nich nie
wiadomo. – Teraz to on stał zaskoczony. – Nie uczyłam się w
zwykłej szkole. Miałam osobistych uczonych – wyjaśniłam. – W
dodatku wątpię w istnienie tego typu uzurpatorów w Asgardzie, w
czasie gdy nasze prawo jest takie srogie w tym temacie. – Moje
myśli samodzielnie powędrowały do Lokiego. Och bracie, czemu
zapragnąłeś władzy? Myśl o nim zamkniętym w lochu sprawiła, że
poczułam jak moje gardło zaciska się.
– Przepraszam, że zostawiłem cię
samą w stołówce. Musiałem jednak pomówić z twoim wujem na
osobności. Sądziłem, że będziesz tam bezpieczna. Jedno trzeba
przyznać, w czasie konfrontacji wychodzi z ciebie urodzona władczyni
– uśmiechnęłam się do niego delikatnie. – I dzisiaj na pewno
nie wyszłaś na idiotkę – dodał udawanym szeptem z szerokim
uśmiechem. Zapewne pomyślał, że mój nagły smutek jest
spowodowany przez niego. Jako że były to jak dotąd najmilsze słowa
jakie od niego usłyszałam, nie wytrącałam go z błędu.
– Wracajmy do domu – wyszeptałam
jedynie.
Wieczorem jako że dzisiaj wypadał
„Dzień Kultury”, jak co piątek miałam zostać na noc u
Christine i Theo. Razem z nimi oglądając do rana filmy, które
według moich opiekunów musiałam znać. Nawet państwo Greyson
mieli w tym temacie coś do powiedzenia. Dzisiaj filmy wybierał
Theo, tak więc mieliśmy już za sobą: Zieloną milę, kolejną
część Szklanej pułapki, Uprowadzoną i zapowiadało się, że za
chwilę będę skazana na kolejną część filmu z Brucem.
– Jestem padnięta. Idę spać. –
Christine ziewnęła podnosząc się z żółtej kanapy stojącej
centralnie po środku ich salonu. Na nic się zdały moje błagalne
sygnały by zabrała mnie ze sobą. Machnęła nam na pożegnanie i
po chwili zniknęła za drzwiami sypialni.– Okej. Czas na ostatni film i idziemy spać. – Theo podniósł się ociężale do telewizora. Przetarłam oczy modląc się o cud. Christine wybierała zazwyczaj romanse i komedie, państwo Greyson filmy nieme, czarno-białe lub animowane, zaś Theo miał bardzo przewidywalny gust. Musiało byś krwawo, głośno i z użyciem jak największej liczby broni. Dlatego zdziwiłam się, gdy na ekranie pojawiły się pierwsze obrazy jakiejś bajki. Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Król Lew to moja ulubiona bajka z
dzieciństwa – powiedział nawet na mnie nie patrząc. – W
dodatku dobrze jeśli przed snem obejrzysz coś lekkiego, ponieważ
za każdym razem, gdy u nas nocujesz, rano budzisz się wystraszona
jakbyś brała udział w jakimś horrorze. – Zdziwiłam się, że w
ogóle dostrzegł jak wyglądam rano, bowiem zawsze ucieka pobiegać
udając, że mnie nie widzi. Dzisiaj był wyjątkowo ludzki, więc
postanowiłam rozwikłać dwie sprawy, które nie dają mi spokoju.
– Theo – zaczęłam i od razu
dostrzegłam jak wywraca oczami naciskając pauzę.
– Tak?
– Czy ty i Christine jesteście parą?
– Poczułam jak moje poliki trawi czysty ogień. Odkąd po raz
pierwszy przekroczyłam próg tego domu wiedziałam ,że coś jest na
rzeczy. Ich ukradkowe spojrzenia, uśmiechy i przypadkowe dotykanie
wzbudziły moją ciekawość. Skoro są razem czemu się z tym kryją?
Policzki Theo przybrały odcień rubinu, gdy odwrócił się w moją
stronę – Nawet nie zaprzeczaj. To oczywiste, że pomiędzy waszą
dwójką coś jest.
– My, to znaczy ja – jęknął
poddając się. – Jesteśmy razem.
– Czemu więc się z tym kryjecie? –
zapytałam zdezorientowana.
– Jesteśmy na okresie próbnym, choć
S.H.I.E.L.D nazywa to trochę inaczej. – Otworzyłam szeroko oczy
ze zdziwienia. To było takie romantyczne. Musieli udowodnić, że
potrafią dzielić pracę z miłością.
– Czyli ochranianie mnie czy
cokolwiek tu robicie, ma pokazać czy potraficie łączyć pracę z
waszymi uczuciami? – upewniłam się.
– Coś w tym stylu. Musimy udowodnić, że w przypadku zagrożenia będziemy kierować się procedurami i
rozsądkiem a nie sercem. – Uśmiechnęłam się do niego. Ten
jednak wyglądał na przerażonego.
– Nie pytasz o to bo ty? – zająknął
się. – No wiesz... czujesz coś do mnie. – uniosłam ręce w
geście obronnym.
– No coś ty! – wykrzywiłam się.
– Nie mogę zakochać się w Ziemianinie. Jestem córką Odyna,
który zapewne po moim powrocie wyda mnie za jakiegoś namiestnika
lub szlachcica z odległych krain. – Rozmarzyłam się, gdy nagle
dostrzegłam minę mężczyzny. Wiedziałam, że nie jest
rozczarowany moim brakiem uczuć co do jego osoby. Było to coś
innego, coś co mnie równie mocno nurtowało co jego związek z
Christine.
– Mogę zadać ci jeszcze jedno
pytanie? – zapytałam szeptem. Ten przytaknął jedynie, wzrok mając
ciągle utkwiony w klatce filmu.
– Dlaczego mnie nie lubisz? –
wydusiłam z siebie.
– Co? – odwrócił się w moją
stronę chcąc zapewne zaprotestować, ale widząc moją poważną
minę westchnął. – To nie tak. Lubię cię, naprawdę.
– Ale? – drążyłam. Od naszego
pierwszego spotkania wyczuwałam jego niechęć do mnie. Było tak
jakby miał dwie twarze, czasami traktował mnie jak drugiego
człowieka, zaś w drugiej chwili przybierał swoją kamienną maskę
i nie pozwalał sobie na żaden miły odruch.
– Frey naprawdę nie chodzi o ciebie
– westchnął, choć jego mięśnie naprężyły się. Zastygłam
w bezruchu nie chcąc go spłoszyć, widziałam jak trudno mu było
dobierać słowa. – Chodzi bardziej o Was.
– O nas? – Zdziwiłam się
ściągając brwi.
– O twoich pobratymców, o
Asgardczyków i innych przybyszy z kosmosu. – Zauważyłam jak
momentalnie zmienił się wyraz jego twarzy, jak niebezpieczne
iskierki zapłonęły w jego oczach. On naprawdę nas za coś
nienawidził. Wzdrygnęłam się czując jego gniew i nagle coś
zrozumiałam.
– Chodzi o Lokiego, prawda? O jego
atak na ziemie. – Zapytałam drżącym głosem, pytając samą
siebie, gdzie ta moja pewność siebie gdy jest potrzebna. – A może
chodzi o pierwsze przybycie Thora na ziemie?
– Nowy Jork – wyszeptał ledwie
słyszalnie chowając twarz w dłonie. – Chodzi o Nowy Jork –
powtórzył tym razem patrząc mi prosto w oczy.
– Straciłeś tam kogoś? – Mój
głos zabrzmiał nienaturalnie. Odyn zawsze powtarzał, że władca
powinien brać odpowiedzialność za swoich poddanych. Ja byłam
siostrą 'odpowiedzialnego' za tą bitwę, czas wreszcie zmierzyć
się z jej konsekwencjami. Theo prychnął poruszając się na
kanapie gwałtownie jak gdyby chciał wstać a równocześnie coś go
powstrzymywało.
– Straciłem tam całą drużynę. –
Jego wzrok zatrzymał się na zamrożonym obrazie w telewizorze. –
Najlepszych przyjaciół, ludzi za których byłem wtedy
odpowiedzialny. I w imię czego? – jego twarz poczerwieniała. –
W imię wojny, która nawet nas nie dotyczyła. To była wasza walka.
– Zimne niczym otchłań Helu spojrzenie przeszyło mnie na wskroś.
– Twoi bracia walczyli o władzę, my zaś jedynie o
przetrwanianie.
– Przepraszam – wyszeptałam nie
wiedząc co więcej mogłabym powiedzieć. Ten przysunął się do
mnie bliżej.
– Nie musisz mnie przepraszać. Nie
odpowiadasz za czyny swoich braci, ani za to co się wydarzyło. –
Jego głos był ciepły, troskliwy. Całkiem inny niż dotychczas.
Przysunęłam się do niego i ku jego zaskoczeniu wtuliłam się w
jego czarną koszulkę, która pachniała słońcem.
Do wieczora postaram się poprawić wszelkie błędy ,o których zapomniałam. Ale muszę jeszcze dokończyć rozdział do drugiego opka i postanowiłam dodać mimo wszystko hahah.
Wiem ,że rozdział jest niezwykle nudny ,choć najdłuższy z dotychczasowych. Po prostu w mojej głowie wyglądał on taaak znośnie a potem już nie xD. ILE DIALOGÓW? serio sama siebie zadziwiłam ile dialogów tu umieściłam a jak mało opisów. biedne opisy :(
Ta scena w stołówce miała być w ogóle inna, serio. Gdy już ją napisałam miałam zamiar ją usunąć.,ale jest ona potrzebna. Dlaczego dowiecie się w kolejnym rozdziale, gdy pojawi się kolejna postać z zakładki bohaterowie. ^^ (taki mini spoiler) - jest ze mną gorzej niż sądziłam, spojleruję własne opowiadanie.
BARDZO dziękuje wszystkim komentującym/ czytającym. Dajecie mi takiego kopa do pisania ,że nie wyobrażacie sobie jego mocy haha.
Dziękuje raz jeszcze. Przepraszam za beznadziejność tego rozdziału ,który o dziwo pisało mi się lekko^^
Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńFreya zdaje się już zaaklimatyzowana, pilnie się uczy i porzuca stare zwyczaje. Naprawdę się stara... Jestem jej wielbicielką^^
Chociaż cały rozdział jest napisany świetnie, to mnie osobiście przypadła najbardziej do gustu ostatnia scena. Rozmowa z Theo. Jest w tym coś takiego... Hm.. sama nie wiem... To po prostu piękne.
ps. Freya wie już co to Facebook.. hehe :) cieszę się.
Dziękuje ^^ Oj stara się stara, miejmy nadzieję ,że tak pozostanie hihi :)
UsuńOj tak, tą część najlepiej mi się pisało ,cały rozdział na nią czekałam ^^
Jeszcze raz dziękuje :)
Zauważyłam notoryczny błąd. Po "że" jest przecinek, nie spacja. W sensie (jakieś randomowe zdanie) "wiedział, że coś jest nie tak" a nie "wiedział ,że coś jest nie tak".
OdpowiedzUsuńOsobiście już nie lubię Freyi, jakoś tak... nie podchodzi mi. Ale interesują mnie pozostali bohaterowie, więc liczę na kolejny rozdział w miarę szybko. ;)
ooo dziękuje ^^ już poprawiłam i będę się pilnować na przyszłość haha ^^
UsuńSzczerze to wiem ,że jest teraz taka 'wkurzająca' mam nadzieję ,że z czasem choć odrobinę ją polubisz haha ^^ albo kogoś innego z obsady ,która jeszcze się trochę powiększy. :)
Dziękuje :D
Wybacz moje spóźnienie brak czasu,nauka te sprawy,dopiero dziś znalazłam trochę czasu aby skomentować zaległości.Frey widać nadal jest pyskata ale stara się jak może przyzwyczajać się do nowego klimatu heh.Serio wspominka o FB nie no tym to rozjebał@ś kod w matrixie ;D HAHAHAHAHA
OdpowiedzUsuńCzekam na szybki next
Pozdrawiam R.O.A.H.
W wolnym czasie zapraszam do siebie http://asgards-mirror-everybody-lies.blogspot.com
haha dziękuje bardzo ^^ taaak miałam nadzieję ,ze was trochę rozśmieszę tym fb :)
UsuńDziękuje bardzo i rozumiem brak czasu nms :)
Wybacz mi proszę, ale nie miałam wcześniej możliwości skomentowania tego genialnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńA więc, uwodzisz mnie. Podoba mi się akcja tu rozgrywająca. Nie ma miejsca na nudę ani nic z tych rzeczy. Podoba mi się, że jest tu śmiesznie, a to się ceni, bo ja np. nie potrafię utrzymać takiej atmosfery w opowiadanie XD
Czekam na szybki next (jak również mam niemałą nadzieję na wstawkę co się dzieje w Asgardzie)
Pozdrawiam,
Viv
Och dziękuje bardzo ^^ co do Asgardu wkrótce czekają nas wieści z niego ^^ także musisz jeszcze odrobinę poczekać ,
UsuńDziękuje raz jeszcze i także pozdrawiam
Król Lew <3
OdpowiedzUsuńwidać jak Frey się zmieniła, stała się mniej wyniosła i wreszcie poczułam do niej szczerą sympatię, wcześniej mnie denerwowała tym, że traktuje wszystkich z góry, ale za to przydało się to w scenie z stołówką. To było genialne :D. Jak się cieszę jak ktoś utrze nosa takim labadziarom, miód na serce :D
Pozdrawiam
taaak też jej biłam brawa w myślach za tą scenę z królowymi szkoły haha ^^
UsuńDziękuje bardzo <3 ^^
Rozdział wcale nie jest beznadziejny. Nie mów tak! Mi się podobał. W szczególności ta sytuacja w stołówce! Bardzo dobrze jej powiedziała, choć w sumie nie była świadoma jak bardzo jej robi na złość tymi słowami.
OdpowiedzUsuńFrey się zmienia, zaczyna klimatyzować na nowym miejscu, aż miło popatrzeć jak wszystko sobie przyswaja.
Czekam na następny!
Pozdrawiam xx
Dziękuje bardzo <3 :)
UsuńZdziwiłaś mnie bo myślałam, że mogę oczekiwać na jakiś wątek miłosny pomiędzy Frey, a Theo, a tu nic :P No cóż... muszę poczekać chyba na kogoś innego! Jestem spragniona uczuć :D Wspaniały fragment na stołówce!! Mam nadzieję, że Frey zacznie uczęszczać do liceum, będzie to dość ciekawe przeżycie dla niej.
OdpowiedzUsuń