son g

14.09.2014

IV Dwie Królowe

 Przede mną stał młodzieniec, starszy od tych, których przed chwilą poznałam. Był wysoki, bardzo dobrze zbudowany, po jego postawie można było wywnioskować, że był wojownikiem. Twarz zaś miał skupioną, czujną, gotową na działanie. Zmrużyłam oczy lustrując go.
– Chyba księżniczka nie sądziła, że zostawimy ją samą z parą starszych ludzi? To by było strasznie nieodpowiedzialne z naszej strony. – W jego głosie mogłam wyczuć kpinę, a już na pewno w sposobie w jaki wymówił mój tytuł.
– Tak więc jesteś moją niańką? – skrzyżowałam ręce na piersi unosząc podbródek. Jego spojrzenie było zimne i tak samo jak jego postawa czujne, niczym zwierzęcia, wyłapujące jakikolwiek ruch. Prychnął przyjmując taką samą pozycję jak ja.
– Bardziej mam pilnować byś nie robiła z siebie idiotki, jak przed chwilą. – Wbiłam paznokcie w ramiona, starając się zapanować nad gniewem. Wiedziałam, że w jakimś stopniu właśnie uraziłam jego męską dumę nazywając go 'niańką', więc odpłacił się tym samym nazywając mnie 'idiotką'.
– Nie rozsądne jest nazywać boginię idiotką – warknęłam wyobrażając sobie, że wzrokiem wywiercam mu dziurę poprzez ten jego miniaturowy, ludzki móżdżek. Ten zaśmiał się wzrok przenosząc na coś nad moją głową. Tak naprawdę po postu spojrzał przed siebie, to ja jestem taka niska, że podczas rozmowy musiał się nachylać.
– Przepraszam jeżeli cię uraziłem. – Uśmiechał się, jednak nawet ślepiec zauważyłby w jego oczach rozdrażnienie oraz to jak zaciskał w tym momencie szczękę. Wiedziałam jednak, że to były jedyne przeprosiny na jakie mogłam liczyć.
– Twoja skrucha została przyjęta. – Wyminęłam go chcąc jak najszybciej znaleźć się z powrotem w domu. Dziwne, ale ta mała chata stała się w tak krótkim czasie moją bezpieczną przystanią.
Nim jednak udało mi się postawić choćby jeden palec u stopy na drewnianym stopniu, z domu wyszły trzy postacie. Ustałam nagle nie wiedząc jak powinnam się zachować. Przede mną stał pan Greyson, jego małżonka oraz jakaś kobieta o przepięknych złotych niczym miód włosach i lazurowych oczach. Wpatrywałam się w nią nie mogąc uwierzyć, że ludzie mogą być tak piękni.
– Frey, poznaj Christine. – Kobieta podeszła do mnie podając mi mlecznobiałą dłoń. Co za ulga, jednak bladość tutaj także była ceniona. Uśmiechnęłam się do niej szczerze. – Theodora już poznałaś jak widzę – westchnęłam odwracając się do mężczyzny.
– Theo – poprawił pana Greyson'a, znowu się uśmiechając, jednak tym razem było to szczere. Nie rozumiałam tej istoty.
– Wejdźmy do środka, zaparzę herbaty. – Wszyscy podążyliśmy za panią domu. Gdy tylko drzwi się zamknęły syn Grey'a znowu przemówił.
– Theo i Christina pracują dla S.H.I.E.L.D. Zostali tu przysłani w ramach... zabezpieczenia. – Uniosłam brew wpatrując się w mojego 'wuja'.
– Zamieszkaliśmy w domu na końcu ulicy, będziemy tak zawsze gdybyś nas potrzebowała. – Złotowłosa podeszła do mnie kładąc dłoń na moim ramieniu. Poczułam ulgę, że będzie w pobliżu. Nie żebym nie ufała państwu Greyson. Byli bardzo miłym i troskliwym małżeństwem, jednak byli także w kwiecie wieku. Nie chciałam w przypadku zagrożenia ich narażać. 
– Doktor Fury uważa, że młodzi będą bardziej pomocni w zapoznaniu cię ze zwyczajami dzisiejszej młodzieży. – Mimowolnie się uśmiechnęłam na wspomnienie sytuacji sprzed chwili. Kątem oka zauważyłam, że kąciki ust Theo także powędrowały ku górze, choć starał się to zakamuflować.
– Myślę, że od tego powinniśmy zacząć – odezwał się po chwili na nowo przyjmując stalową maskę wojownika.
– Czym szybciej tym lepiej – poparłam go. – Nie chcę znowu wyjść na... idiotkę – zaakcentowałam ostatnie słowo, wbijają przy tym w niego wzrok. Nim jednak zdążył coś powiedzieć odezwała się Christine.
– Może więc od razu z nami pójdziesz. Przy okazji pokażemy ci gdzie mieszkamy – zaproponowała a ja chętnie na to przystałam.

 Jako że państwo Greyson nie mieli nic przeciwko, już po chwili we trójkę znaleźliśmy się przed równie starym, żółtawym domie z białym płotem i czerwonymi drzwiami. Wyglądał na nowszy od tego, w którym zamieszkiwałam, ale był od niego bardziej zaniedbany. By do niego dojść musieliśmy przejść kilka ulic, jednak droga była prosta, więc nie powinnam mieć problemu z zapamiętaniem drogi.
– Zapraszamy do środka. – Christine uśmiechnęła się otwierając przede mną drzwi. Było w niej coś co przypominało mi Skye, nie dało się jej nie lubić. W pomieszczeniu do którego weszliśmy stał stos kartonów.
– Wybacz, jeszcze się nie rozpakowaliśmy. – Kobieta grzebała w jednym z pudeł, najwidoczniej szukając czegoś konkretnego. – Powinniśmy zacząć od podstaw. – Uniosła do góry płaskie dość duże szare urządzenie.
– To laptop – wyjaśniła i tak zaczęło się sześć najdłuższych godzin w moim życiu.


Po tym czasie wiedziałam już jak mniej więcej obsługuję się takie urządzenia, jak właśnie laptop czy telefon. Wreszcie dowiedziałam się czym jest Facebook i jak się okazało posiadam tam nawet konto. Ale to nie wszystko, mam nawet 230 znajomych. Theo wyjaśnił mi, że wcześniej mieszkałam w Nowym Yorku, dlatego właśnie stamtąd jest większość moich 'przyjaciół'. Christine była jak torpeda w przekazywaniu informacji. Bałam się, że większości nie zdołam zapamiętać. Pokazali mi także jak wyglądali moi 'rodzice' , moi najbliżsi przyjaciele, jak nazywała się moja dawna szkoła i wiele innych informacji. Bardzo wiele.  


Tak wyglądały kolejne trzy tygodnie mojego pobytu na ziemi. Codziennie rano wstawałam, jadłam z moją przyszywaną rodziną śniadanie, żegnałam się i szłam do domu moich kolejnych opiekunów. Wścibskim mieszkańcom naszej ulicy wmówiliśmy, że dorabiam sobie pomagając nowym sąsiadom – młodemu małżeństwu w remoncie.
W rzeczywistości jednak od rana do zmierzchu uczyli mnie oni najważniejszych rzeczy, które każdy Ziemianin znać powinien. Wieczorami czytałam zaś mnóstwo książek, nie tylko naukowych, ale także innych gatunków. Najdziwniejsze jednak były noce, które okazały się dla mnie męczarnią. Nie, nie miewałam koszmarów. W tym właśnie rzecz, nie śniłam. Choć nie była to też w zupełności prawda. Śniła mi się pustka, nieskończona ciemność otoczona ciszą. Biegłam przez nią na oślep starając się wydostać, za każdym razem z towarzyszącym mi uczuciem, że jeśli nie znajdę drogi wyjścia to już się nie obudzę. Strach wzrastał z każdą sekundą tak jak i mój oddech. Każdego ranka budziłam się zlana potem, wystraszona, zapominając gdzie jestem . Dla zwykłego człowieka mogły by być to tylko zwykłe sny, ale ja wiedziałam, że muszą one oznaczać coś więcej.
Christine stała mi się bliska jak siostra. Dzieliłam z nią największe obawy a ona mnie wysłuchiwała i dodawała otuchy. Stała się moją pierwszą ziemską przyjaciółką. Sprawy z Theo były bardziej skomplikowane. Nie był już dla mnie taki oschły jak na początku, jednak czasami miałam wrażenie, że z jakiegoś powodu jest na mnie zły. Coś go zżerało od środka i miałam zamiar dowiedzieć się co to takiego.
Ja sama także zaczęłam się zmieniać. Nie kazałam już każdemu nowo poznanemu mężczyźnie całować się w dłoń ani nie naburmuszałam się gdy nie czekano na mnie z jedzeniem. Zrozumiałam, że mój tytuł i wszelkie przywileje pozostały w Asgardzie i tego się trzymałam. Nadal wielu rzeczy nie rozumiałam, wiele ludzkich zachowań i uczuć było dla mnie zbyt skomplikowane. Ani państwo Greyson ani Christine i Theo nie zostawiali mnie samej z obcymi. Sama też omijałam nowe znajomości szerokim łukiem. Nie dlatego, że bałam się o własne bezpieczeństwo, tylko dlatego, że nadal nie byłam zbyt dobra w relacjach z ludźmi.  
Dzisiaj jednak musiałam skupić się na wszystkim czego się nauczyłam, bowiem Theo postanowił rzucić mnie na głęboką wodę. Nie żeby robił to specjalnie – chociaż nadal nie pojmowałam niektórych jego zachowań. Miał ponoć pilną sprawę do mojego wujka (tak zaczęłam nazywać pana G, by ludzie nie nabrali podejrzeń), a jako że Christine i ciocia wybrały się na wspólne zakupy, musiałam mu towarzyszyć, bo jego zdaniem nie mogę zostawać sama. Puściłam tą uwagę mimo uszu i poszłam posłusznie z nim. Jak się okazało wujek pracował w liceum. O tak, ja też byłam zaskoczona. Był dyrektorem i musieliśmy udać się do budynku pełnego nastolatków by do niego dotrzeć, to było jednoznaczne z mnóstwem nowych twarzy i prawdopodobieństwem poznania kogoś nowego. Do szkoły dotarliśmy akurat w momencie przerwy pomiędzy zajęciami – nazwijcie to moim ludzkim szczęściem. Przetarłam spocone dłonie o spód sukienki, starając się zapanować nad zdenerwowaniem. Po upokarzającej scenie z 'Facebookiem', nie miałam styczności z nikim w moim wieku. Bałam się kolejnego ośmieszenia i wypowiedzenia jakieś głupoty, a rozdzielanie światów, w których żyłam było naprawdę trudne. Czasami nie wiedziałam co dotyczy się Ziemi a co Asgardu. Moja wiedza zaś o Ziemianach nadal nie była zbyt obszerna i zawsze mogli zapytać o jakiś film, książkę, zespół, grę czy też wydarzenie historyczne o którym nie miałam pojęcia. Theo widząc moje zdenerwowanie położył dłoń na moich plecach, nie tyle by mnie wesprzeć lecz by mieć pewność, że nie ucieknę.
– Poczekaj tutaj - powiedział nagle i oddalił się pozostawiając mnie pośrodku stołówki. Zacisnęłam pięści mając ochotę rzucić się za nim biegiem i wskoczyć mu na plecy, by dosięgnąć tych jego dobrze ułożonych włosów. Odkąd zaczęliśmy moje 'szkolenie' powtarzał, że powinnam więcej czasu spędzać wśród ludzi, ale nie sądziłam, że wpuści mnie wśród nich podstępem.
Wiedząc, że stojąc jak słup soli pośrodku przejścia zwracam na siebie uwagę, skierowałam się do pustego stolika pośrodku sali. Uczniowie stojący w kolejce po jedzenie rozchodzili się siadając grupkami przy stołach. W Asgardzie także uczyłam się, jednak w większości przypadków było to nauczanie domowe przez największych uczonych dziewięciu krain. Czasami zdarzało się, że uczestniczyłam w zajęciach w szkółce znajdującej się przy pałacu, jednak nigdy nie jadłam z innymi uczniami, czy też nie należałam do jakiejkolwiek grupy. Zawsze zazdrościłam tego zwykłym Asgardczykom. Z rozmyślań wyrwało mnie czyjeś głośne kaszlnięcie. Podniosłam wzrok i napotkałam cztery pary oczu wpatrujące się we mnie.
– Najwidoczniej jesteś tu nowa i możesz tego nie wiedzieć, ale przy tym stoliku siedzimy my. – Spojrzałam na dziewczynę, która się odezwała. Była niska, jej włosy w dziwnym odcieniu blondu upięte były w wysoki kok. Jej twarz pokrywał zbyt ostry jak na mój gust makijaż a moja i tak krótka sukienka w porównaniu z jej była zakonną szatą.
– Nie wiedziałam, że stoliki tutaj są własnościowe – odpowiedziałam pewnym siebie głosem powoli wstając. Nawet bez butów na obcasie, które na sobie miałam byłabym od niej wyższa a należę do dość niskich osób. – No chyba, że stoliki tutaj są rozstawiane według pozycji – dodałam ciszej. Nic nikt mi o tym nie mówił. Taka zasada istniała w Asgardzie a zdążyłam się przekonać, że tutaj wszystko jest na opak.
– Tak właśnie. – Głos zabrała dziewczyna stojąca obok. Także była wyzywająco ubrana, miała mocny makijaż a jej włosy w kolorze cynamonu były w dziwny sposób nastroszone. – To my rządzimy w tej szkole, więc spadaj – wysyczała wymachując mi przed twarzą palcem z niewyobrażalnie długim różowym paznokciem. Zaczynały mi działać na nerwy. Nikt nie będzie się do mnie zwracał w ten sposób, a już na pewno nie takie straszydła jak one.
– Rządzicie? – skrzyżowałam ręce na piersi stając dumnie z uniesionym podbródkiem. Spostrzegłam, że ruch w pomieszczeniu ustał i wszyscy teraz wpatrywali się w nas.
– Tak. – Dziewczyna, która bez wątpienia była ich przywódczynią przyjęła pozycję podobną do mojej. Widziałam jednak jej zakłopotanie. Była pewna, że uciekną z podkulonym ogonem, kajając się. Przez chwilę wzbudziła we mnie wątpliwości czy aby na pewno nie należy ona do rodziny królewskiej, a co za tym idzie czy wymaga szacunku – który jej się należał z racji tytułu.
– Jestem królową tej szkoły i jeśli zaraz stąd nie pójdziesz nie będziesz miała życia w tym liceum, jak i poza nim. – Zmarszczyłam czoło zaskoczona.
– Och, proszę o wybaczanie Wasza Wysokość. – Ukłoniłam się lekko z uśmiechem. Dziewczyna zdziwiona otworzyła szeroko usta a po sali przeszedł szmer stłumionego śmiechu. – Jednak powiedziano mi, że zamieszkuję demokratyczne państwo gdzie w imieniu ludu rządzi głowa państwa zwana Prezydentem. Nie sądziłam, że spotkam tu jakąś księżniczkę. – Nic tu nie pasowało. W książce od Christinie wyraźnie czarno na białym było napisane, że w żadnym z 50 stanów w tym kraju nie rządzi rodzina królewska. Chyba, że jest ona na zesłaniu tak jak ja. Przyjrzałam się jej. Sposób jej wysławiania się i ubiór wyraźnie przeczyły temu co mówiła.
– Czy Wasza Wysokość się tu ukrywa? – dziewczyna ściągnęła brwi w całkowitym osłupieniu. – A może ktoś cię porwał i każą ci nosić te okropne ubrania i ... ten makijaż. – Wzdrygnęłam się pokazując na jej twarz. – Zam ludzi, którzy mogą pomóc – dodałam ciszej, ale dziewczyna tupnęła wściekła nogą, pstryknęła palcami na swoje towarzyszki i w pośpiechu opuściła salę. Stałam w osłupieniu pewna, że znowu zrobiłam z siebie idiotkę, gdy nagle wszyscy w pomieszczeniu zaczęli klaskać i wiwatować. Spojrzałam na nich zdezorientowana nie wiedząc co mam o nich myśleć. Ziemia to naprawdę dziwna planeta. 
Ludzie podchodzili do mnie, klepali mnie po plechach powtarzając „Należało jej się”, „Wreszcie ktoś jej się postawił” i inne słowa wdzięczności, których nie mogłam zrozumieć. Wtedy ujrzałam stojącego w kącie Theo, który bił mi brawo z szeroki uśmiechem na twarzy. Zagryzłam wargę podchodząc do niego.
– Zrobiłeś to specjalnie – stwierdziłam zaciskając pięści.
– Nie – odpowiedział stanowczo – Nie przewidziałem jedynie jak łatwo przyciągasz do siebie ludzi i kłopoty – dodał kierując się w stronę wyjścia.
– Ta dziewczyna nie była księżniczką, prawda? – czułam jak moje policzki płoną. Czemu to akurat on musi być świadkiem moich upokorzeń.
– Nie. Chociaż zapewne myśli o sobie w ten sposób. – Widząc moje zdziwione spojrzenie dodał. – Chyba nie powiesz, że w waszych szkołach nie ma przynajmniej jednej takiej, która uważa się za królową szkoły.
– Nie nie ma, albo nic mi o nich nie wiadomo. – Teraz to on stał zaskoczony. – Nie uczyłam się w zwykłej szkole. Miałam osobistych uczonych – wyjaśniłam. – W dodatku wątpię w istnienie tego typu uzurpatorów w Asgardzie, w czasie gdy nasze prawo jest takie srogie w tym temacie. – Moje myśli samodzielnie powędrowały do Lokiego. Och bracie, czemu zapragnąłeś władzy? Myśl o nim zamkniętym w lochu sprawiła, że poczułam jak moje gardło zaciska się.
– Przepraszam, że zostawiłem cię samą w stołówce. Musiałem jednak pomówić z twoim wujem na osobności. Sądziłem, że będziesz tam bezpieczna. Jedno trzeba przyznać, w czasie konfrontacji wychodzi z ciebie urodzona władczyni – uśmiechnęłam się do niego delikatnie. – I dzisiaj na pewno nie wyszłaś na idiotkę – dodał udawanym szeptem z szerokim uśmiechem. Zapewne pomyślał, że mój nagły smutek jest spowodowany przez niego. Jako że były to jak dotąd najmilsze słowa jakie od niego usłyszałam, nie wytrącałam go z błędu.
– Wracajmy do domu – wyszeptałam jedynie.


Wieczorem jako że dzisiaj wypadał „Dzień Kultury”, jak co piątek miałam zostać na noc u Christine i Theo. Razem z nimi oglądając do rana filmy, które według moich opiekunów musiałam znać. Nawet państwo Greyson mieli w tym temacie coś do powiedzenia. Dzisiaj filmy wybierał Theo, tak więc mieliśmy już za sobą: Zieloną milę, kolejną część Szklanej pułapki, Uprowadzoną i zapowiadało się, że za chwilę będę skazana na kolejną część filmu z Brucem.
– Jestem padnięta. Idę spać. – Christine ziewnęła podnosząc się z żółtej kanapy stojącej centralnie po środku ich salonu. Na nic się zdały moje błagalne sygnały by zabrała mnie ze sobą. Machnęła nam na pożegnanie i po chwili zniknęła za drzwiami sypialni.

– Okej. Czas na ostatni film i idziemy spać. – Theo podniósł się ociężale do telewizora. Przetarłam oczy modląc się o cud. Christine wybierała zazwyczaj romanse i komedie, państwo Greyson filmy nieme, czarno-białe lub animowane, zaś Theo miał bardzo przewidywalny gust. Musiało byś krwawo, głośno i z użyciem jak największej liczby broni. Dlatego zdziwiłam się, gdy na ekranie pojawiły się pierwsze obrazy jakiejś bajki. Spojrzałam na niego zaskoczona. 
– Król Lew to moja ulubiona bajka z dzieciństwa – powiedział nawet na mnie nie patrząc. – W dodatku dobrze jeśli przed snem obejrzysz coś lekkiego, ponieważ za każdym razem, gdy u nas nocujesz, rano budzisz się wystraszona jakbyś brała udział w jakimś horrorze. – Zdziwiłam się, że w ogóle dostrzegł jak wyglądam rano, bowiem zawsze ucieka pobiegać udając, że mnie nie widzi. Dzisiaj był wyjątkowo ludzki, więc postanowiłam rozwikłać dwie sprawy, które nie dają mi spokoju.
– Theo – zaczęłam i od razu dostrzegłam jak wywraca oczami naciskając pauzę.
– Tak?
– Czy ty i Christine jesteście parą? – Poczułam jak moje poliki trawi czysty ogień. Odkąd po raz pierwszy przekroczyłam próg tego domu wiedziałam ,że coś jest na rzeczy. Ich ukradkowe spojrzenia, uśmiechy i przypadkowe dotykanie wzbudziły moją ciekawość. Skoro są razem czemu się z tym kryją? Policzki Theo przybrały odcień rubinu, gdy odwrócił się w moją stronę – Nawet nie zaprzeczaj. To oczywiste, że pomiędzy waszą dwójką coś jest.
– My, to znaczy ja – jęknął poddając się. – Jesteśmy razem.
– Czemu więc się z tym kryjecie? – zapytałam zdezorientowana.
– Jesteśmy na okresie próbnym, choć S.H.I.E.L.D nazywa to trochę inaczej. – Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. To było takie romantyczne. Musieli udowodnić, że potrafią dzielić pracę z miłością.
– Czyli ochranianie mnie czy cokolwiek tu robicie, ma pokazać czy potraficie łączyć pracę z waszymi uczuciami? – upewniłam się.
– Coś w tym stylu. Musimy udowodnić, że w przypadku zagrożenia będziemy kierować się procedurami i rozsądkiem a nie sercem. – Uśmiechnęłam się do niego. Ten jednak wyglądał na przerażonego.
– Nie pytasz o to bo ty? – zająknął się. – No wiesz... czujesz coś do mnie. – uniosłam ręce w geście obronnym.
– No coś ty! – wykrzywiłam się. – Nie mogę zakochać się w Ziemianinie. Jestem córką Odyna, który zapewne po moim powrocie wyda mnie za jakiegoś namiestnika lub szlachcica z odległych krain. – Rozmarzyłam się, gdy nagle dostrzegłam minę mężczyzny. Wiedziałam, że nie jest rozczarowany moim brakiem uczuć co do jego osoby. Było to coś innego, coś co mnie równie mocno nurtowało co jego związek z Christine.
– Mogę zadać ci jeszcze jedno pytanie? – zapytałam szeptem. Ten przytaknął jedynie, wzrok mając ciągle utkwiony w klatce filmu.
– Dlaczego mnie nie lubisz? – wydusiłam z siebie.
– Co? – odwrócił się w moją stronę chcąc zapewne zaprotestować, ale widząc moją poważną minę westchnął. – To nie tak. Lubię cię, naprawdę.
– Ale? – drążyłam. Od naszego pierwszego spotkania wyczuwałam jego niechęć do mnie. Było tak jakby miał dwie twarze, czasami traktował mnie jak drugiego człowieka, zaś w drugiej chwili przybierał swoją kamienną maskę i nie pozwalał sobie na żaden miły odruch.
– Frey naprawdę nie chodzi o ciebie – westchnął, choć jego mięśnie naprężyły się. Zastygłam w bezruchu nie chcąc go spłoszyć, widziałam jak trudno mu było dobierać słowa. – Chodzi bardziej o Was.
– O nas? – Zdziwiłam się ściągając brwi.
– O twoich pobratymców, o Asgardczyków i innych przybyszy z kosmosu. – Zauważyłam jak momentalnie zmienił się wyraz jego twarzy, jak niebezpieczne iskierki zapłonęły w jego oczach. On naprawdę nas za coś nienawidził. Wzdrygnęłam się czując jego gniew i nagle coś zrozumiałam.
– Chodzi o Lokiego, prawda? O jego atak na ziemie. – Zapytałam drżącym głosem, pytając samą siebie, gdzie ta moja pewność siebie gdy jest potrzebna. – A może chodzi o pierwsze przybycie Thora na ziemie?
– Nowy Jork – wyszeptał ledwie słyszalnie chowając twarz w dłonie. – Chodzi o Nowy Jork – powtórzył tym razem patrząc mi prosto w oczy.
– Straciłeś tam kogoś? – Mój głos zabrzmiał nienaturalnie. Odyn zawsze powtarzał, że władca powinien brać odpowiedzialność za swoich poddanych. Ja byłam siostrą 'odpowiedzialnego' za tą bitwę, czas wreszcie zmierzyć się z jej konsekwencjami. Theo prychnął poruszając się na kanapie gwałtownie jak gdyby chciał wstać a równocześnie coś go powstrzymywało.
– Straciłem tam całą drużynę. – Jego wzrok zatrzymał się na zamrożonym obrazie w telewizorze. – Najlepszych przyjaciół, ludzi za których byłem wtedy odpowiedzialny. I w imię czego? – jego twarz poczerwieniała. – W imię wojny, która nawet nas nie dotyczyła. To była wasza walka. – Zimne niczym otchłań Helu spojrzenie przeszyło mnie na wskroś. – Twoi bracia walczyli o władzę, my zaś jedynie o przetrwanianie.
– Przepraszam – wyszeptałam nie wiedząc co więcej mogłabym powiedzieć. Ten przysunął się do mnie bliżej.
– Nie musisz mnie przepraszać. Nie odpowiadasz za czyny swoich braci, ani za to co się wydarzyło. – Jego głos był ciepły, troskliwy. Całkiem inny niż dotychczas. Przysunęłam się do niego i ku jego zaskoczeniu wtuliłam się w jego czarną koszulkę, która pachniała słońcem.






Do wieczora postaram się poprawić wszelkie błędy ,o których zapomniałam. Ale muszę jeszcze dokończyć rozdział do drugiego opka i postanowiłam dodać mimo wszystko hahah.
Wiem ,że rozdział jest niezwykle nudny ,choć najdłuższy z dotychczasowych. Po prostu w mojej głowie wyglądał on taaak znośnie a potem już nie xD. ILE DIALOGÓW? serio sama siebie zadziwiłam ile dialogów tu umieściłam a jak mało opisów. biedne opisy :(
Ta scena w stołówce miała być w ogóle inna, serio. Gdy już ją napisałam miałam zamiar ją usunąć.,ale jest ona potrzebna. Dlaczego dowiecie się w kolejnym rozdziale, gdy pojawi się kolejna postać z zakładki bohaterowie. ^^ (taki mini spoiler) - jest ze mną gorzej niż sądziłam, spojleruję własne opowiadanie.
BARDZO dziękuje wszystkim komentującym/ czytającym. Dajecie mi takiego kopa do pisania ,że nie wyobrażacie sobie jego mocy haha.
Dziękuje raz jeszcze. Przepraszam za beznadziejność tego rozdziału ,który o dziwo pisało mi się lekko^^
  

13 komentarzy:

  1. Jestem pod wrażeniem.
    Freya zdaje się już zaaklimatyzowana, pilnie się uczy i porzuca stare zwyczaje. Naprawdę się stara... Jestem jej wielbicielką^^
    Chociaż cały rozdział jest napisany świetnie, to mnie osobiście przypadła najbardziej do gustu ostatnia scena. Rozmowa z Theo. Jest w tym coś takiego... Hm.. sama nie wiem... To po prostu piękne.
    ps. Freya wie już co to Facebook.. hehe :) cieszę się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ^^ Oj stara się stara, miejmy nadzieję ,że tak pozostanie hihi :)
      Oj tak, tą część najlepiej mi się pisało ,cały rozdział na nią czekałam ^^
      Jeszcze raz dziękuje :)

      Usuń
  2. Zauważyłam notoryczny błąd. Po "że" jest przecinek, nie spacja. W sensie (jakieś randomowe zdanie) "wiedział, że coś jest nie tak" a nie "wiedział ,że coś jest nie tak".

    Osobiście już nie lubię Freyi, jakoś tak... nie podchodzi mi. Ale interesują mnie pozostali bohaterowie, więc liczę na kolejny rozdział w miarę szybko. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo dziękuje ^^ już poprawiłam i będę się pilnować na przyszłość haha ^^
      Szczerze to wiem ,że jest teraz taka 'wkurzająca' mam nadzieję ,że z czasem choć odrobinę ją polubisz haha ^^ albo kogoś innego z obsady ,która jeszcze się trochę powiększy. :)
      Dziękuje :D

      Usuń
  3. Wybacz moje spóźnienie brak czasu,nauka te sprawy,dopiero dziś znalazłam trochę czasu aby skomentować zaległości.Frey widać nadal jest pyskata ale stara się jak może przyzwyczajać się do nowego klimatu heh.Serio wspominka o FB nie no tym to rozjebał@ś kod w matrixie ;D HAHAHAHAHA
    Czekam na szybki next
    Pozdrawiam R.O.A.H.
    W wolnym czasie zapraszam do siebie http://asgards-mirror-everybody-lies.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha dziękuje bardzo ^^ taaak miałam nadzieję ,ze was trochę rozśmieszę tym fb :)
      Dziękuje bardzo i rozumiem brak czasu nms :)

      Usuń
  4. Wybacz mi proszę, ale nie miałam wcześniej możliwości skomentowania tego genialnego rozdziału.
    A więc, uwodzisz mnie. Podoba mi się akcja tu rozgrywająca. Nie ma miejsca na nudę ani nic z tych rzeczy. Podoba mi się, że jest tu śmiesznie, a to się ceni, bo ja np. nie potrafię utrzymać takiej atmosfery w opowiadanie XD
    Czekam na szybki next (jak również mam niemałą nadzieję na wstawkę co się dzieje w Asgardzie)
    Pozdrawiam,
    Viv

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och dziękuje bardzo ^^ co do Asgardu wkrótce czekają nas wieści z niego ^^ także musisz jeszcze odrobinę poczekać ,
      Dziękuje raz jeszcze i także pozdrawiam

      Usuń
  5. Król Lew <3
    widać jak Frey się zmieniła, stała się mniej wyniosła i wreszcie poczułam do niej szczerą sympatię, wcześniej mnie denerwowała tym, że traktuje wszystkich z góry, ale za to przydało się to w scenie z stołówką. To było genialne :D. Jak się cieszę jak ktoś utrze nosa takim labadziarom, miód na serce :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taaak też jej biłam brawa w myślach za tą scenę z królowymi szkoły haha ^^
      Dziękuje bardzo <3 ^^

      Usuń
  6. Rozdział wcale nie jest beznadziejny. Nie mów tak! Mi się podobał. W szczególności ta sytuacja w stołówce! Bardzo dobrze jej powiedziała, choć w sumie nie była świadoma jak bardzo jej robi na złość tymi słowami.
    Frey się zmienia, zaczyna klimatyzować na nowym miejscu, aż miło popatrzeć jak wszystko sobie przyswaja.
    Czekam na następny!

    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdziwiłaś mnie bo myślałam, że mogę oczekiwać na jakiś wątek miłosny pomiędzy Frey, a Theo, a tu nic :P No cóż... muszę poczekać chyba na kogoś innego! Jestem spragniona uczuć :D Wspaniały fragment na stołówce!! Mam nadzieję, że Frey zacznie uczęszczać do liceum, będzie to dość ciekawe przeżycie dla niej.

    OdpowiedzUsuń