son g

15.02.2015

XII Pełnia Mrocznego Księżyca



Przez krótką chwilę chciałam tego. Pragnęłam tego pocałunku tak samo jak on, ale to była tylko chwila. Nic nie znacząca sekunda zapomnienia, bowiem mój umysł zaprowadził mnie wspomnieniami do pocałunku z Theo i w tym krótkim momencie zrozumiałam, że jest to złe. Moja ręka poszybowała do góry zanim jeszcze zdołałam się od niego odsunąć. Zaciśnięta w pięść dłoń z impetem wylądowała na jego szczęce. Ostry ból rozniósł się wzdłuż mojej ręki, jak przy uderzeniu w skałę, ale nie dałam po sobie tego poznać. Zaskoczony spojrzał na mnie.
– Nigdy.Więcej.Tego.Nie.Rób. – wysyczałam, każdy pojedynczy wyraz niczym słowa klątwy. – Jestem Frey Line As, potomkini rodu Asów, wielkiego Odyna. Jestem twoją boginią, nie zapominaj o tym.
– Frey? – Nie zwracając uwagi na ból w jego oczach, starałam się kontynuować tym samym tonem, by nie zdradzić chwili zawahania. – Poczynając od dziś, radzę ci zważać na swoje słowa i czyny. Dopuściłeś się zdrady wobec mnie a tym samym wobec Asgardu. Więzi nas łączące przestały mieć znaczenie, za kolejny błąd odpowiesz przed Odynem. – Uniosłam dumnie podbródek by łzy zbierające się w kącikach oczu nie popłynęły. Gdy odwróciłam się by odejść, poczułam jego dłoń na swoim ramieniu.
– Frey, coś się stało? Czy zrobiłem coś co cię uraziło?
– Wiem o wszystkim Erick... o wszystkim – wyszeptałam i ruszyłam na nowo przed siebie. Gdy tylko wsiadłam z powrotem na rower, nie byłam w stanie zacząć pedałować. Moje nogi były niczym z waty. Dotknęłam przelotnie nadal ciepłych po pocałunku ust i wzbierając w sobie resztę sił, ruszyłam do domu.

Droga powrotna dłużyła się a wcześniejsze uczucie ciepła wywołane złością, ustąpiło miejsca dotkliwemu zimnu. Trzęsąc się, odstawiłam dwuślad pod garaż. Przed drzwiami zawahałam się, postanawiając zrobić najpierw coś innego co mnie nurtowało. Wyciągając telefon spostrzegłam, że jest już czwarta nad ranem. Nie tracąc ani chwili dłużej wybrałam numer agenta Coulsona, gdy ten nie odbierał zadzwoniłam do Skye.
– Frey? Wszystko w porządku? Jest...
– Czwarta rano, wiem. Przepraszam, że cię budzę, ale dzwoniłam do Coulsona i nie odbierał. Chciałam się tylko dopytać, kiedyś dokładnie przyjedzie. Dzwoniłam do niego już jakiś czas temu a nadal nie dostałam żadnych wieści.
– Frey, przecież Coulson był u ciebie. Kilka dni temu. Po powrocie powiedział mi, że wszystko gra i to był tylko fałszywy alarm. Podobno z tobą rozmawiał. – Ton głosu Skye wskazywał na to, że dziewczyna mówi szczerą prawdę a przynajmniej to co się dla niej nią wydawało. – Na pewno wszystko w porządku? Jeśli chcesz możemy do ciebie przylecieć?
– Nie, dziękuję. Coulson miał rację to tylko... fałszywy alarm. – Rozłączyłam się zanim jeszcze dziewczyna zdążyła się pożegnać i bezwolnie upuściłam telefon na ziemię. Czułam jak moje gardło się zaciska a z płuc niczym z balonu, ucieka całe powietrze. Wskaźnik mojej odporności emocjonalnej właśnie wzrósł do granic wytrzymałości. Teraz już byłam pewna, że to sprawka magii. Nic innego nie wyjaśniało zaników pamięci ludzi wokół mnie. A to zaś wskazywało na winę Ericka. Gdy na chwiejnych nogach doszłam pod drzwi domu, w mojej głowie zrodził się iście szalony pomysł.
– Muszę stąd uciec – wyszeptałam, skradając się do swojego pokoju. Wydawało się to idiotyczne i całkowicie nie przemyślane. Jednak zbyt wiele przemawiało na korzyść tego absurdalnego pomysłu. Po pierwsze: bliscy mi ludzie będą bezpieczni, gdy znajdę się z dala od nich. Po drugie: nie wiem komu mogę ufać. Postawiłam krzyżyk nad Erickiem a niegdyś był mi najbliższy, tym samym moim oprawcą może być ktoś inny mi bliski. Historia pokazała, że to właśnie ci, których kochałam, najbardziej mnie rozczarowywali. Po trzecie: wiedziałam już, że nie mam co liczyć na pomoc z Asgardu a tym samym musiałam zacząć myśleć o sobie i swoim życiu. W walce z Asgardczykiem nie miałam szans, pozostawała więc ucieczka. Można by wziąć mnie za tchórza, ale w tym przypadku odwaga oznaczała głupotę. Zabrałam jedynie niewielki plecak, w który zapakowałam ciepły sweter, portfel i dokumenty. Wiedziałam, ze Geralda i Natalie nie obudziło by trzęsienie ziemi, tak więc zakradłam się do kuchni i zapakowałam jeszcze odrobinę jedzenia na drogę. Problemem okazało się wydobycie samochodu z garażu. Z własnego doświadczenia wiedziałam ile hałasu codziennie rano robił pan Greyson, zanim wystawił samochód, przed pójściem do pracy. Wiedziałam, że może zaniepokoić to sąsiadów, więc wzięłam na nowo rower. Niezbyt dogodny środek transportu dla uciekiniera, ale lepsze to niż nic. Im dalej się posuwałam tym więcej wątpliwości mnie dopadało. Nie miałam jednak zamiaru się teraz wycofywać. Jako że miałam zamiar zniknąć na dobre, nie mogłam pozostawić nic za sobą. Dlatego też musiałam gdzieś zajechać.


Zatrzymując się pod domem Lany, klęłam sama na siebie za nie zabranie cieplejszej kurtki. Nigdy przedtem nie uciekałam i dzięki Bogom, bowiem nie nadawałam się do tego. Wzrastający mróz zdawał się szydzić ze mnie, przyprawiając mnie o nowe dreszcze. Spowita mrokiem ulica, na której mieszkała moja przyjaciółka była upiorna. Lampy, które dawały jedyne źródło światła, migały ostatnimi tchnieniami żywotności. Ta pod którą stałam wydawała przeraźliwe syczenie. Drżącą dłonią wyjęłam telefon z kieszeni, który na szczęście udało mi się odnaleźć w mroku, leżący pod garażem.
– Frey jeżeli twoje życie nie jest w niebezpieczeństwie to zaraz będzie. Wiesz która jest godzina? Normalni ludzie o takiej śpią. – Mimowolnie uśmiechnęłam się, widząc jak zapala się nocna lampka w pokoju przyjaciółki.
– Wybacz, ale jest to jest sprawa życia i śmierci. Jestem przed twoim domem. Potrzebuję kamienia.
– Kamienia? Jakiego kam... a tak. Potrzebujesz go teraz? Akurat teraz? – Jej zaspany głos był tak cichy, że musiałam wysilać słuch by ją usłyszeć. – Czekaj! Jesteś pod moim domem?! – Usłyszałam jak podrywa się do pozycji siedzącej, by po chwili ujrzeć ją w oknie. Pomachałam jej z przepraszającą miną. Uchyliła okno i choć dzieliło nas piętro, usłyszałam jej szczęknięcie zębami.
– Frey! Zwariowałaś?! – Syknęła otulając się kołdrą. – Nie mogę wyjść. Ojciec na noc ustawia alarm. Taka sprawa z przeszłości. Zdarzało mi się uciekać na nocne imprezy. – Wyjaśniła, teatralnie machając ręką.
– Naprawdę potrzebuję tego kamienia. – Odpowiedziałam, rozglądając się, czy aby nikt nas nie słyszał. Ulica była opustoszała.
– Czekaj. Czy ty... Czy ty uciekasz?! – Wyraźnie widziałam jej palec wskazujący, wymierzony w moją stronę.
– Chciałabym ci wszystko wyjaśnić, ale nie mam czasu. Musisz mi zaufać, to naprawdę ważne. – Brunetka na chwilę zniknęła z mojego pola widzenia. Gdy ponownie się wyłoniła, trzymała w ręku jakąś torbę.
– Tak jak ci wspominałam nie mam kamienia tutaj. Ukryłam go za znakiem „Little Falls” przy wyjeździe z miasteczka. Tutaj masz trochę pieniędzy, jakieś przekąski z mojej „Szafki grzechu”, latarkę i scyzoryk. – Nim skończyła wymieniać, rzuciła pakunkiem w moją stronę.
– Lana, nie musisz.
– Frey. Masz zamiar uciec z domu, w zimę, na rowerze. Uwierz ale muszę. W torbie są kluczyki do samochodu. Kiedyś mi go oddasz. – Chciałam zaprotestować, ale wiedziałam, że ma rację. Pomysł ucieczki na rowerze, w mróz był idiotyzmem.
– Dziękuję – spojrzałam w jej stronę, mając ochotę ją przytulić. Otworzyłam po cichu samochód i wrzuciłam do niego swój plecak, oraz jej torbę.
– Frey? – Odwróciłam się powoli w stronę okna. – Uważaj na siebie. – Przytaknęłam jedynie głową i na luzie zjechałam z podjazdu by nie rozbić hałasu. Gdy samochód znalazł się już na drodze, odpaliłam go i ostatni raz spoglądając na dom przyjaciółki, odjechałam.



Gdy wreszcie się ogrzałam, poczułam jak bardzo senna i zmęczona jestem. Pogłośniłam muzykę i walczyłam by nie zamykać oczu. Na szczęście Lana mieszkała na obrzeżach miasteczka, tak więc droga od niej do tabliczki nie trwała długo. W dodatku poruszałam się samochodem a nie rowerem, co dodatkowo ułatwiało sprawę.
Zjechałam na pobocze tak bardzo jak tylko byłam w stanie i zgasiłam silnik by nie wzbudzać podejrzeń. Wyjęłam z torebki latarkę od Lany, w duchu dziękując jej za to. Choć jedna z nas była bardziej obeznana w tego typu sprawach. Poszukiwania kamienia nie trwały długo. Znalazłam go wetkniętego za jedną z rur, tuż za płytą metalu z napisem „Little Falls wita gości”. Zadowolona odwróciłam się w stronę samochodu, chcąc jak najszybciej znowu znaleźć się w cieple. Skierowałam latarkę na samochód i zamarłam. Ktoś stał o niego oparty. Podniosłam drżącą dłoń wyżej na tajemniczą postać i przedmiot upadł mi na ziemię.
– Erick? – zapytałam szeptem, choć wiedziałam kogo zobaczyłam.
– Oddaj kamień Frey. – Jego głos brzmiał dziwnie, jak nagranie.
– A więc to wszystko prawda. To ty próbowałeś mnie zabić? – Cofnęłam się o krok, ale nie mając już latarki, nie wiedziałam ile dzieli mnie od mężczyzny. Wtedy on czytając mi w myślach, pstryknął palcem a drzewo znajdujące się po drugiej stronie drogi, stanęło w płomieniach.
– Nie pozwolę ci z nim odejść. – Kontynuował, zbywając moje pytanie. Powoli zaczął się do mnie zbliżać. W jego dotychczas ciepłych i pełnych dobra oczach, odbijały się złowieszcze płomienie. Zaś wyraz jego twarzy był dziwny, jak gdyby nosił maskę.
– Erick, proszę nie musisz tego robić. – Cofałam się o tyle samo kroków, ile on robił w moją stronę. Gdy poczułam na plecach zimną stal znaku, wiedziałam, że to już koniec.
– Nie mogę pozwolić ci odejść. – Znowu ten dziwny ton. Przyjrzałam mu się i mogłabym przysiąc, że jego zachowanie coś mi przypominało. Dyskretnie wyjęłam telefon z kieszeni, jednak guzik na rękawie dźwięcznie uderzył w metal, ujawniając mojemu oprawcy co robię. Zastygłam w przestrachu, nie wiedząc co powinnam zrobić. Blondyn pokonał w kilku krokach dzielącą nad odległość i czarami wytrącił mi urządzenie z ręki. Drugą zaś chwycił mnie za szyję i uniósł do góry.
– Oddaj kamień. – Milimetry dzielące nasze twarze, pozwoliły mi dobrze mu się przyjrzeć. I wtedy zrozumiałam.
– Ktoś cię kontroluję – wydyszałam, ledwo nabierając hausty powietrza. – Jesteś pod wpływem czarów. – Widziałam to już wcześniej. Zazwyczaj gdy mag rzucał na kogoś zaklęcie kontrolujące, nie można było tego dostrzec gołym okiem. Taki osobnik po prostu robił to co mu kazano, nie wzbudzając podejrzeć. Jednak im więcej takowy czarownik, używał perswazji, tym łatwiej można było to odkryć. Ten kto rzucił czar na blondyna, musiał użyć naprawdę silnej magii. A to oznaczało zaś, że Erick musiał walczyć. Mężczyzna przytrzymał mnie jedną ręką, zaś drugą wyrwał mi kamień, który z całej siły ściskałam w dłoni. Na jego twarzy zagościł satysfakcjonujący uśmiech. Jednym płynnym ruchem dłoni, za sprawą czarów, rzucił mną niczym piórem w jedno z drzew. Poczułam ostry ból w miejscu, którym uderzyłam w pień. Siła uderzenia wyssała całe powietrze z moich płuc. Zassałam je z trudem, starając się podnieść. Poczułam jak moje ciało znowu bezwładnie się unosi i tym razem wylądowałam w jakiś krzakach. Ostre gałązki były dla mnie bezlitosne. Coś ciepłego spływało po mojej skroni. Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Jako człowiek moje szanse walki z Asgardczykiem, w dodatku z magiem były równe zeru. Zaczęłam się czołgać w głąb zarośli, naiwnie sądząc, że tym samym zniknę z jego radaru i da mi spokój. Nic bardziej mylnego. Niewidzialna dłoń zacisnęła się wokół mojej kostki, pociągając mnie do tyłu. Z krzykiem, łapałam się wszystkiego na swojej drodze. Czułam jak rękawiczki nasiąkają moją krwią, zostawiając czerwone ślady na śniegu. Łzy mieszały się z spływającą po skroni krwią, gdy Erick złapał mnie za ramię i niczym kukłą rzucił o samochód. Usłyszałam jakiś trzask i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to moja noga. Wywinięta w nienaturalny sposób, pulsowała nowym rodzajem bólu o jakim nie miałam pojęcia. Zaczęłam dławić się łzami. Iście zwierzęce łkanie, wydobywało się w mojego gardła. Mimo wszystko starałam się dalej czołgać by uniknąć kolejnego ciosu. Erick a przynajmniej ten kim się w tym momencie stał, podszedł i przycisnął butem moją złamaną nogę do ziemi. Krzyk, który rozniósł się w powietrzy wydawał mi się obcy. Zaczęłam walczyć z napływającą niemocą. Nie chciałam tracić przytomności. Jednak gdy mężczyzna ponownie uniósł mnie w górze i ponownie mną rzucił, tym razem o przednią szybę, która pod moim ciężarem pękła, chciałam usnąć. Przez krótki moment, zaczęłam modlić się do Starych Bogów o szybką śmierć. Poczułam ciepło rozchodzące się po tułowiu. Przejechałam dłonią po brzuchu i poczułam odłamek szkła, sterczący z mojego ciała. Zawyłam, przypominając sobie twarze bliskich. Blondyn podszedł do mnie i z okropnym uśmiechem na twarzy, ruchem dłoni w powietrzu zrzucił mnie na ziemię. Czułam jak uchodzi ze mnie życie. Z każdym oddechem było mi coraz trudniej utrzymać przytomność. W momencie w którym zobaczyłam jak Erick wyciąga nóż, przestałam walczyć. Nie chciałam czuć kolejnego ciosu, kolejnego bólu zadanego od osoby, którą niegdyś kochałam.
– Wybaczam ci Erick. – wyszeptałam ostatkami sił, gdy zamachnął się nade mną. Jednak cios nie nadszedł. Moje powieki zaczęły opadać a świat spowijała mgła, ale to co właśnie się wydarzyło widziałam wyraźnie. Erick trafiony czymś błyszczącym dosłownie odleciał. W tym samym momencie niebo przecięła błyskawica, dzięki czemu dostrzegłam ten przedmiot wyraźnie. To był młot. Ten szczególny młot – Mjølner, który służył memu bratu.

Następnie wszystko pokryła ciemność. 


Przepraszam za dziwność tego oto rozdziału. :D Tak bardzo nie mogłam się go doczekać, że aż wyszedł dziwnie hah. Tak dobrze myślicie, nadeszła pomoc z Asgardu. Jaj. Wybaczcie za kolejny brak Theo, w kolejnym rozdziale na pewno będzie :).  Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem <3 Dzięki Wam ta strona jeszcze żyję hah xD Dziękuję też Vivilet za nominację, w krótce na nią odpowiem :*
Kocham Was <3 Szczęśliwego dnia singla :D

12 komentarzy:

  1. Bloody, ja Cię zabiję! (Nie dosłownie XD Chcę przecież jeszcze czytać o Frey ;) )
    Dlaczego skończyłaś tu?! Dlaczego teraz?!
    Jesteś podła XD
    Dawno nie czytałam tak świetnej sceny akcji ;)
    I jej! Pomoc z Asgardu! Mości książę się w końcu pofatygował XD
    I nie wiesz jak ucieszył mnie cios w szczękę za pocałunek XD Oł jea! Jestem spełniona XD
    Teraz zostaje pytanie, kto i po co tak bardzo chce mieć ten kamień? O.o Ma on jakieś niezwykłe możliwości? (Oczywiście, że ma XD Tylko jakie? ...)
    Ach, pisz szybko nowy rozdział bo skaczę z tych emocji XD
    Pozdrawiam,
    Viv

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa <3 (nawet te o zabijaniu hah) O tak, razem z pomocą nadejdą odpowiedzi i wreszcie przestanę Was dręczyć niewiadomymi (żartuję pojawią się nowe, ale dużo się też wyjaśni) xD Dziękuję raz jeszcze, nowy rozdział jeszcze w tym tygodniu :) :^

      Usuń
  2. Kobieto! Również chciałabym Cię zabić za tą końcówkę, ale się powstrzymam, bo zauroczyłaś mnie opisem walki. Nie mogła oderwać oczu, a moje serce biło jak szalone. Wszystko napisałaś szczegółowo i dokładnie, przez co mogłam czuć się jakbym była w środku tej akcji. Wow. Bije pokłony przed Twą wielkością!! <3
    Gdybym była Frey też pewnie postanowiłabym uciec. Niestety, ta ucieczka niezbyt jej wyszła :P Jestem ciekawa kto kontroluje Erika... wszystko się niby łączy, lecz brakuje jednej części układanki, aby to nabrało sensu. Lana jak zawsze zrobiła na mnie wielkie wrażenie :) Jest wspaniałą przyjaciółką i mam nadzieję, że nawet jak kiedyś Frey wróci do Asgardu to będzie z nią utrzymywała kontakt. Jak już na wstępie wspomniałam, zabiłabym Cię za końcówkę. Idealny obrót akcji! Thor w końcu pomoże :D Jestem jedynie ciekawa co z Lokim... pomimo wielkiej miłości, którą go darzę, w środku czuję, że może jest z tym powiązany. Ale przecież to jest nie możliwe! On jej pomagał! Nie, nie... Nie możliwe prawda? Brakowało Theo, ale wybaczam jeśli ma się pojawić w następnym rozdziale. Życzę Ci dużo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uf, ujdę z życiem xD Dziękuję ślicznie <3 Ah ten kamień, taaaki tajemniczy hih xD Jako że w kolejnym rozdziale trochę się już wyjaśni podpowiem, że kamień był czegoś częścią xD ok już milknę haha
      Dziękuję raz jeszcze <3

      Usuń
  3. Cieszy mnie bardzo, że pojawił się nowy rozdział :) Trafiłam tutaj zupełnie przypadkiem, poszukując jakichkolwiek opowiadań, bazujących na tym uniwersum Marvela i proszę!
    Właśnie tak sobie myślałam, że kiedy Thor ma przybyć na ratunek jak nie teraz? Mam nadzieję, że nie będzie za późno. No ale w końcu, co to za opowiadanie o Frey bez niej samej? :D I tylko tego Theo brakowało, ale skoro w następnym rozdziale ma być, tym bardziej dopinguję, żeby szybko się pisał :)
    Pozdrawiam serdecznie, Anna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu trafiłaś xD Dziękuję bardzo <3 taak Thor musiał w końcu przybyć z wielkim wejściem hah :) Jeśli nadal poszukujesz opowiadań powiązanych z Marvelem to serdecznie zapraszam na moje nowe opowiadanie wintersoldierff.blogspot.com :)

      Usuń
  4. Rozdział bardzo ciekawy, dużo się wydarzyło i przynajmniej teraz wiadomo, co się dzieje z Erikiem... No po części :D I w końcu pojawił się Thor ^^ Tak więc czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością, mam nadzieję, że pojawi się on szybciej niż ten :)
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Ana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj na pewno pojawi się szybciej, ten miał straszne spóźnienie :) Tak, jedna zagadka po części rozwiązana :D
      Dziękuję bardzo <3 :*

      Usuń
  5. Nie w takim momencie!
    W końcu pojawia się Thor. Miło wiedzieć, że braciszek się interesuje. Poza tym Erick, ten koleś mnie irytuje i to nie zależnie, czy to czary, czy nie... On mnie drażni. Dziwne uprzedzenie. :)
    No nic, proszę o kolejny rozdział.
    Pozdrawiam.
    [de Sade, która zmieniła nick]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej późno niż wcale jak to mówią hah xD Dziękuję <3

      Usuń
  6. Świetny nie mogłam się doczekać Thora 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest nas dwie bo ja także na niego czekałam xD Dziękuje.

      Usuń