Sobotni ranek okazał się słoneczny
i to nie tylko ze względu na pogodę. Po naszej wczorajszej rozmowie
moje stosunki i Theo wreszcie się poprawiły. Idąc w kierunku domu,
miałam wrażenie, że powietrze jest wyjątkowo bardziej rześkie,
liście na drzewach bardziej pomarańczowe a słońce jaśniejsze. To
był dobry początek dnia i zamierzałam to wykorzystać. Tanecznym
krokiem pokonałam ostatnie metry dzielące mnie od domu. Gdy tylko
otworzyłam drzwi frontowe wpuszczając do środka jesienne
powietrze, uderzyła we mnie czekoladowa mgiełka. Ustałam na chwilę
rozkoszując się tym zapachem.
– Brownie – wyszeptałam czując
jak mój brzuch upomina się o choćby kawałek tej przyjemności.
– Nareszcie wróciłaś. – Natalie
wychyliła głowę zza framugi kuchennych drzwi. Uśmiechnęłam się
do niej promiennie zdejmując płaszcz. To dziwne jak bardzo w tak
krótkim czasie przywiązałam się do mojej przyszywanej rodziny.
Byłam wręcz pewna, że dzień w którym będę wracać do swego
rodowitego domu nie będzie tam łatwy jakby się wydawało. Weszłam
pośpiesznie do kuchni jak w transie, wodzona zapachem ciasta.
Zdziwiłam się widząc na stole nie tylko uwielbiane przeze mnie
brownie, ale także przeróżne ciasteczka, babeczki i cukierki.
Spojrzałam zbita z tropu na kobietę krzątającą się jak w
ukropie.
– Szczęśliwego Halloween! –
krzyknęła rozpromieniona stawiając na stole kubek z gorącym
mlekiem i piankami. – Siadaj i zajadaj. Gdy wieczorem zaczną
przychodzić dzieci nic nie zostanie. – Usiadłam jak kazała, cały
czas próbując sobie przypomnieć gdzie już słyszałam tą nazwę.
– Halloween to dzień, w którym
upamiętniacie zmarłych, prawda? – Przypominałam sobie, że
Christine mi o nim wspomniała, ale wolałam się upewnić.
– Tak jest. – Kobieta usiadła
naprzeciw mnie, ozdabiając czekoladowe babeczki lukrem. – W
dzisiejszych czasach mniej tego dnia zadumy nad umarłymi a więcej
zabawy i przebieranek – machnęła ręką. – Gerald nie przepada
za tym dniem, ale mnie cieszy widok uśmiechniętych buzi dzieci
kiedy dzwonią do drzwi wołając „Cukierek albo psikus”. A w
dodatku te ich słodkie przebrania.
– Każdy się przebiera? – Upiłam
łyk mleka nie spuszczając z kobiety wzroku.
– Kto tylko chce. Jeśli masz ochotę
także możesz. – Jej oczy zabłyszczały. Przytaknęłam ochoczo.
– Bardzo chętnie. W Asgardzie rzadko
bywały przyjęcia, na które można było się za coś przebrać.
Zazwyczaj były to bale organizowane by uczcić dzień, w którym
przyszłam na świat. Dzień Thora oraz Lokiego organizował Odyn, w
końcu byli jego synami, tak więc wyprawiał wielkie polowania. Dwa
najbardziej brutalne, męskie i pijackie dni w roku. W moim przypadku
pałeczkę przejęła matka. – Zdusiłam uśmiech wyobrażając
sobie jak ojciec stara się zorganizować moje święto, pouczając
służbę o kolorze tiulu. – Tego dnia odbywał się całodniowy
festyn na cześć mojego imienia a wieczorami bale. Gdy byłam mała
obserwowałam jak inne dziewczynki biegają po ulicy przebrane za
mnie, przez jeden w dzień roku mogąc zamienić się w księżniczki
– zamyśliłam się oddając się mocy wspomnień. Z letargu wyrwał
mnie głos Natalie.
– A ty kim chciałaś być? –
widząc moje pytające spojrzenie dodała. – Każde dziecko
dorastając marzy by zostać kimś w dorosłym życiu. Kim ty
pragnęłaś być?
– Moją mamą – opowiedziałam
pewnie bawiąc się materiałem sukienki. Kobieta uśmiechnęła się
do mnie kładąc mi dłoń na policzku. Nakryłam swoją dłonią
jej. – Zawsze pragnęłam by być taka jak ona, gdy dorosnę.
– Coś się stało? – zapytałam
zmartwiona widząc strapioną minę kobiety. Ta wyprostowała się
mieszając na nowo zastygła już polewę.
– Nie zrozum mnie źle skarbie –
zaczęła. – Nie mogę jednak zrozumieć jak twój ojciec mógł
wysłać cię tak daleko od domu. Skrzywdził w ten sposób nie tylko
ciebie, ale i twoją matkę i braci. – Przyznałam jej rację.
Wiedziałam, że tęsknią za mną równie mocno co ja za nimi.
– Tak to jest gdy twój ojciec jest
również twym władcą – wyszeptałam. Natalie pokręciła głową.
– Dlaczego nie mógł ci wybaczyć
tego pożaru? Każdemu dziecku zdarza się jakiś wybryk. Twój
akurat był poważniejszy, no ale jednorazowy. – Wyprostowałam się
nabierając w płuca powietrza.
– Tak. Skoro o tym mówimy –
zaczęłam przygryzając wargę. – Pożar był jedynie kamieniem,
który przechylił szalę na moją niekorzyść. – Kobieta z
głośnym chlapnięciem rzuciła ścierkę na stół.
– Och dziecko, coś ty narobiła? –
spojrzałam do góry z głośnym jękiem.
– To wszystko przez te swatanie –
wykrztusiłam z siebie z wyrzutem. – Odyn uparł się, że muszę
wyjść za mąż. Tylko, że w tej sprawie moje zdanie się nie
liczyło, byłam jedynie kartą przetargową, sojuszem. A jego
kandydaci... – urwałam pocierając czoło. – No cóż. Byli
dobrze sytuowani, większość nawet przystojna. Problem w tym, że
wszyscy przypominali moich braci. Jedni tak jak Thor byli
wojownikami, którzy lubowali się w winie, kobietach i walce a ich
inteligencja miała zastosowanie jedynie strategiczne na polu bitwy.
Drudzy zaś byli oczytani, milczący i dziwni. Kocham Lokiego z
całego serca, ale te jego ciągłe milczenie, snucie się po kątach
i wzrok sokoła w ciele owcy przyprawia o gęsią skórkę, a właśnie
takich kandydatów podsuwał mi ojciec. – Oparłam z westchnięciem
łokcie na stole by móc podeprzeć twarz na dłoniach. – Starałam
się więc jakoś ich zniechęcić – dodałam ciszej.
– Zniechęcić? – Natalie uniosła
brew.
– Czasami wystarczyło, że
zaczynałam się nieodpowiednio zachowywać lub wygadywałam jakieś
bzdury. Niestety zdarzali się uparci, którzy nawet twierdzili, że
zdążyli się we mnie zakochać. Jednak nawet na takich znalazłam
sposób. – Przez moją twarz przeszedł chytry uśmiech.
– I robiłaś to tylko dlatego, że
wszyscy się nie nadawali? Wszyscy? – widziałam po minie kobiety,
że coś podejrzewa. Poczułam jak moje poliki zalewają rumieńce.
– Spotykałam się z kimś kogo nie
akceptowała moja rodzina – wydusiłam to z siebie onieśmielona. –
Nie chodzi jednak tylko o niego. Cały Asgard mógł sobie ingerować
w jaką tylko chcieli strefę mojego życia, ale nie w uczucia –
dodałam pośpiesznie.
– No i masz rację dziecino. – Moja
udawana ciocia wstała zaglądając do piekarnika. Przez chwilę
siedziałam zaskoczona przyznaniem mi racji, bowiem była chyba
pierwszą dotąd osobą, która to zrobiła.
– W centrum miasta przy ratuszu
znajduję się sklep, w którym możesz kupić sobie przebranie. Gdy
Gerald wróci z pracy może cię tam zawieść.
– Nie trzeba. Dziękuje, ale wolę
sama się przejść. – Wstałam pośpiesznie z krzesła o mało nie
wylewając mleka. Kobieta spojrzała na mnie z troską. Wyprzedzając
ją jednak dodałam.
– Naprawdę najwyższy czas bym
poznała to miasteczko i jego mieszkańców. – Nie czekając na jej
odpowiedź podziękowałam za strawę i udałam się do swojego
pokoju. Potrzebowałam prysznicu. Jak się okazało „Król Lew”
wywarł na mnie większe wzruszenie niżbym oczekiwała, tak więc
rano obudziłam się z podkrążonymi oczami.
Ostatni raz sprawdzając czy wszystko
jest na swoim miejscu wreszcie zdecydowałam, że jestem gotowa do
wyjścia. Szykowanie zabrało mi więcej czasu niż myślałam, ale
nadal miałam kilka godzin do zapadnięcia zmroku. Według zaleceń
Natalie wzięłam ze sobą telefon by móc w razie potrzeby
zadzwonić. Wiedziałam jednak, że Theo i Christine planowali
dzisiaj wspólną kolację, a jako że teraz byłam świadoma ich
związku nie chciałam im przeszkadzać. Pewnym siebie krokiem
ruszyłam w stronę centrum, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Gdy budynków zaczęło ubywać zamiast przybywać zrozumiałam, że
pomyliłam kierunki. Wzniosłam oczy ku niebu bezgłośnie wołając
„Dlaczego ja?”. Odwróciłam się zrezygnowana wreszcie we
właściwym kierunku.
– Na starych Bogów! – wrzasnęłam
robiąc krok do tyłu. Przede mną stał jakiś mały, żółty
potwór. Miał spiczaste uszy z czarnymi zakończeniami, jego ciało
pokrywało futerko a on cały energicznie podrygiwał.
– Pikachu! – wydał z siebie iście
dziecięcym głosem okrzyk. Wtedy dostrzegłam, że ten 'potwór' za
jakiego go wzięłam to tak naprawdę dziecko w przebraniu.
Przyłożyłam dłoń w miejscu gdzie moje serce nadal krzyczało z
przerażenia.
– Przeklęte Halloween co? –
usłyszałam kobiecy głos dochodzący gdzieś z boku. Obejrzałam
się i dostrzegłam młodą dziewczynę stojącą obok czerwonego
samochodu. Miała czekoladowe, falowane włosy i śniadą karnację.
Gdy podeszła do mnie bliżej zauważyłam, że ma na sobie czarne
dobrze dopasowane spodnie, fioletową koszulkę i czarną skórzaną
kurtkę. Uśmiech na jej twarzy w pewnym momencie zanikł. Spojrzała
na mnie unosząc w górę dłoń.
– Lana Fitzgerald. – Przedstawiła
się wyciągając w moim kierunku dłoń. Uścisnęłam ją
przyjaźnie, nadal nie mogąc się przyzwyczaić do tego zwyczaju.
– Frey Greyson – odpowiedziałam z
lekkim wahaniem. Dawno nikomu się nie przedstawiałam i o mało się
nie wygadałam. Dziewczyna zmrużyła oczy.
– Bratanica Dyrektora Greysona? –
Spojrzałam na nią zdziwiona. Dziwne, że już o mnie słyszała. –
To małe miasteczko. Ludzie wiedzą, że mąż cię zdradza zanim
sama się o tym dowiesz. – Dodała jakby czytając w moich myślach.
Machnęła dłonią. – Co tu robisz? Mieszkasz w ogóle w innej
dzielnicy.
– Najwidoczniej się zgubiłam. –
Moje spięte do tej chwili ciało rozluźniło się. – Byłam
święcie przekonana, że idę w stronę centrum. – Dziewczyna
poklepała mnie przyjaźnie po ramieniu.
– Masz szczęście, właśnie się
tam wybieram. Gdzie dokładnie ma Cię podrzucić? – zapytała
otwierając drzwi samochodu.
– Do sklepu z kostiumami koło
ratuszu? – wsiadłam niepewnie do auta. Zapewne jazda z dopiero co
poznaną osoba nie była zbyt rozważna z mojej strony, ale na myśl
o ponownym zabłądzeniu było mi wszystko jedno. Tylko zdążyłam
usiąść a brunetka spojrzała na mnie z diablikami w oczach.
– Wybierasz się na imprezę do
Masona? – Nie wiedziałam o kogo jej chodzi, ale musiał być to
ktoś kto wywierał duże wrażenie, oczy dziewczyny wręcz
zaiskrzyły na wspomnienie jego imienia.
– Nie. Nie słyszałam nic o żadnej
'imprezie'. – Zapięłam pasy tak jak mnie nauczył Theo i
odwróciłam wzrok w stronę Lany.
– Teraz już słyszałaś i nawet
znasz kogoś kto cię na nią zabierze. – Przekręciła kluczyk w
stacyjce.
– Kogo? – zapytałam starając się
przekrzyczeć muzykę, która odezwała się w głośnikach.
– Mnie moja droga.
Z kostiumem piratki w torebce, Lana
odwiozła mnie do domu. Przypomniała mi, że za dwie godziny po mnie
podjedzie i odjechała z piskiem opon. Ja zaś poddenerwowana swoim
pierwszym Ziemskim przyjęciem, ruszyłam jak najszybciej do swojej
sypialni mając cichą nadzieję, że moi opiekunowie wyrażą zgodę
na moje wyjście.
Przebrana już w kostium, wymieniłam
tylko pas dołączony do kompletu na mój Asgardzki, który dodał
przebraniu autentyczności. Podkreśliłam też oczy mocniej czarną
kredką i musnęłam usta czerwoną szminką. Okręciłam się wokół
własnej osi zadowolona z efektu. Mój wzrok zatrzymał się na moim
tajemniczym zawiniątku, które przywiozłam z Asgardu. Dotknęłam
delikatnie chustki, w którą zawinięty był kamień księżycowy.
Zagłębiłam się wspomnieniami w dzień, w którym ją dostałam.
Było to dnia, kiedy po raz pierwszy wyjechałam poza granice Asgardu. Razem z braćmi udałam się do Wanahiem – krainy rządzonej przez Wanów, naszych dawnych wrogów, z którymi teraz łączył nas pokój. Odyn uznał, że podróż w ich strony tym bardziej w towarzystwie Thora i Lokiego nie powinna być niebezpieczna. Miał rację, oni mi nie zagrażali. Przemierzaliśmy właśnie drogę do pałacu nieopodal miasteczka znajdującego się u zboczu góry na szczycie, której znajdowała się potężna twierdza rodu Wanów, gdy moja ukochana, śnieżnobiała klacz – Geila, zatrzymała się gwałtownie. Nim się zorientowałam w sytuacji, ujrzałam olbrzymiego wilkora, który skoczył do gardła mojej klaczy. Jego srebrzyste ślepia wprawiły mnie w przerażenie. Oznaczały, że osobnik który nas zaatakował należał do rzadkiego odłamu wilkorów, których ślina była jadowita. Jego potężne pazury zatopiły się w skórze mojego zwierzęcia sprawiając ,że Geila stanęła na tylnych kopytach. Ja zaś zaciskając dłonie na lejcach, za wszelką cenę starałam się nie upaść. Usłyszałam krzyk Thora gdy atakował wilkora. W całym tym zamieszaniu nawet nie poczułam jak Loki wykorzystując chwilę, gdy Geila na nowo stanęła w linii poziomej, chwycił mnie w pasie i przeciągnął na swojego wierzchowca. Wtuliłam się w niego zamglonym wzrokiem wpatrując się w sierść mojej ukochanej klaczy zabarwionej na wszelkie odcienie czerwieni. Jej skowyt gdy padała na ziemie wraz z trafionym przez Thora wilkorem, wyrył mi się w pamięci. Wiedziałam, że był to ostatni raz gdy ją widzę. Później gdy już znajdowaliśmy się w pałacu Wanów, nadal łkałam nie mogąc otrząsnąć się po tym tragicznym wydarzeniu. Wtedy Thor przyniósł mi białą niczym chmury w lecie chustkę, którą kupił u elfów na jednym z bazarów. Wytarłam w nią łzy zmieszane z kroplami krwi Geli, które mnie dosięgły i ku mojemu zaskoczeniu materiał nadal pozostawał śnieżnobiały. Thor wyjaśnił mi wtedy, że jest ona magiczna i nie da się jej poplamić ani zniszczyć. I choć nie był to najdroższy z prezentów jakim mnie obdarował była dla mnie najcenniejsza. To właśnie ją i naszyjnik od Lokiego pragnęłam mieć ze sobą podczas pobytu tutaj.
Spojrzałam z czułością na
przedmioty w mojej dłoni. Ostrożnie przyłożyłam owinięto w
kamień chustę do twarzy. Tak bardzo tęskniłam na braćmi, ich
radami i wsparciem. Czując jak niesforna łza spływa po mym poliku,
otarłam ja pośpiesznie. Nie chciałam się teraz rozmazać, za
chwilę miałam wyjść. Odsunęłam zawiniątko od twarzy chcąc je
na nowo ukryć, gdy coś przyciągnęło moją uwagę. Na dotąd
nieskazitelnym materiale chusty pozostała czarna smuga kredki do
oczu. Zdziwiona rozwinęłam ją i wtedy moje zdziwienie ustąpiło
przerażeniu. Kamień księżycowy znajdujący się w niej lśnił a
ja w głębi serca wiedziałam, że nie oznacza to nic dobrego.
I'm so excited! ^^ Nawet nie wiecie jak nie mogłam się doczekać aż dojdziemy do tego momentu ponieważ teraz akcja zacznie się zagłębiać :D hihih
Postaram się dodać kolejny rozdział planowo za dwa tygodnie, mam nadzieję, że szkoła mnie nie pochłonie tak ,że nie dam rady a kto to wie ,może dodam prędzej. Bo kto tracił czas na naukę haha :D
Jestem też w trakcie planowania kolejnego opowiadania, tym razem w całości wymyślonego przeze mnie, żadnego ff, ani opierania się na czymś. Gdy strona będzie już gotowa dam Wam link :)
Pozdrawiam Was serdecznie, do kolejnego. W spisie stron pojawi się też zakładka Moje Strony gdzie dodam linki do swoich blogów itp.
Oooooooo jak fajnie, powiem Ci, że czytałam z zapartym tchem! Natalie jest taka kochana, że nic dziwnego, że Frey bardzo się do niej przywiązała. A widzę, że to co odwaliła w szkole przyniosło jej sławę. Jestem ciekawa jak będzie na przyjęciu, w końcu jej pierwsza impreza. Ciekawe, nawet bardzo. ^^
OdpowiedzUsuńPisz szybko bo się nie doczekam! xD
Pozdrawiam
Oj impreza będzie oj będzie ^^ Dziękuje bardzo :)
UsuńKurcze, dziewczyno! Wiesz jak zachęcić czytelnika. Nie dość że całość tekstu była perfekcyjna, to jeszcze te cudownie opisane wspomnienia i coś, co powoduje we mnie ekscytację. Kamień świeci!
OdpowiedzUsuńCo to oznacza?! Czy chodzi o coś z Lokim?
Błagam, pisz rozdział jak najszybciej bo oszaleję z niecierpliwości.
Pozdrawiam,
Viv
Dziękuje ^^ To dobrze, że zaciekawił Cię kamień :D Hmm nie mogę nic zdradzić choć mnie kroci haha :D
UsuńWybacz, że nie każdy rozdział komentuję, ale wiedz, że czytam wszystko co tutaj piszesz. Bardzo polubiłam to opowiadanie. Widać, że akcja zaczyna się powoli rozkręcać, a pomiędzy zwykłymi scenami jest trochę humoru i melancholii.
OdpowiedzUsuńWspomnienia wplątane pomiędzy aktualne wydarzenia bardzo mi przypadły do gustu. Zaś sam kamień i jego historia, jak i to, że świeci... ciekawe co to oznacza.
Hah, i jestem ciekawa, jak uda się impreza. ;)
Pozdrawiam.
Nic się nie stało, dziękuje za to ,ze czytasz :D
UsuńCiekawość do co imprezy zostanie zaspokojona w następnym rozdziale co do kamienia to jak na razie cicho sza haha :D
Dziękuje raz jeszcze :D
Jedziem z tym koksem(swoja drogą ostatnio było o koksach na chemii XDD) Boski rozdział akcja leci do przodu,jest wesoło mi ;D Jestem ciekawa kto będzie tak zaje . . . fajny i zrobi z tuta wjazd na imprezie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lupin
Ps.Zapraszam na nowe rozdziały:
http://capitan-america-age-of-heros.blogspot.com/2014/09/i-wyblaka-za.html
http://asgards-mirror-everybody-lies.blogspot.com/2014/09/7-im-lepiej-kogos-znamy-tym-bardziej.html
Dziękuje bardzo ^^ <3 Już się biorę za czytanie.
UsuńAjć, zakonczenie w takim momencie.
OdpowiedzUsuńŚwiecący kamień to bardzo intrygujący kamień. Jestem zainteresowana. :)
Rozdział bardzo mi się podobał. Ta rozmowa z Natalie wyszła Ci tak naturalnie i lekko... Brawo. :) Cieszę się, że Frey ma z nią tak dobre stosunki.
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam.
Dziękuje bardzo ^^ oj ja kocham kończyć w takim momencie :)
UsuńRównież pozdrawiam :D
Zainteresowana ciekawym opisem, dodałam twojego bloga do obserwowanych i obiecuję, że w najbliższym czasie, gdy tylko będę miała wolną chwilę, przeczytam wszystko i zostawię komentarz.
OdpowiedzUsuńTymczasem, czy mogłabym cię zaprosić do przeczytania prologu mojego nowego opowiadania? Zaczynam prawie od zera po długiej przerwie i staram się zdobyć czytelników. Z góry bardzo dziękuję. :)
http://your-perfect-imperfections-ff.blogspot.com/
Dziękuje bardzo ^^ Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie Ci do gustu :) Sama chętnie w wolnej chwili zajrzę na twojego bloga. :)
UsuńPrzeczytałam i komentuję dopiero teraz, musisz mi wybaczyć. Ciężki tydzień za mną i dopiero teraz znalazłam czas na nadrabianie.
OdpowiedzUsuńKońcówka jest bardzo ciekawa! Ciekawi mnie co to może wszystko oznaczać. W końcu się coś bardziej rozkręci i to mnie cieszy :) Nie, żebym narzekała, że do tej pory nic nie było, ale sama wiesz :)
Na razie nie wiem co myśleć o Lanie... Czy będzie wiecznie tak koleżeńsko nastawiona do Frey czy tylko tak chwilowo. Nie mniej jednak fajnie, że zaprosiła ją na imprezę. Znów pozna coś innego.
Pozdrawiam xx
Nic nie szkodzi. to, że dopiero teraz odpisuję na twój komentarz mówi samo za siebie, że też mam urwanie głowy. Dziękuje bardzo :* <3
UsuńJuż się nie mogę doczekać tej imprezy! Lana wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie :) Powoli zaczynam ją lubić i mam nadzieję, że zaprzyjaźni się z główną bohaterką. Szczerze? Nie chcę żeby Frey wracała do Asgardu... podoba mi się jej to nowe życie :)
OdpowiedzUsuń